Po porażce z Serbią na inaugurację turnieju piłkarze Bogdana Wenty nie bali się mocnych słów. Mówili, że przeszli obok meczu, sypali popiół na głowę całymi garściami. Niepokoiły zapowiedzi szczerej rozmowy w drużynie, bo kiedy trzeba rozmawiać zamiast trenować, nie zwiastuje to nic dobrego. Ale na szczęście na słowach się nie skończyło. Przeciw Słowakom zobaczyliśmy drużynę z misją: zatrzeć złe wspomnienia.
W meczu z Serbią piłkarze Wenty tylko 18 razy pokonali bramkarza rywali. Wczoraj zrobili to 41 razy. Dużo, nawet jak na piłkę ręczną, a na poziomie mistrzostw Europy takie rozmiary zwycięstwa to już prawdziwa rzadkość. Polacy po każdym golu coraz wyżej podnosili głowy, grali coraz efektowniej.
W polskim zespole tylko Mateusz Zaremba i bramkarze nie zdobyli bramki. Wszyscy pozostali przynajmniej raz znajdowali sposób na przeciwnika. Trener Zoltan Heister jeszcze w pierwszej połowie zdjął bramkarską gwiazdę Richarda Stochla. W drugiej połowie poddał się, usiadł na krześle daleko od drużyny i posępniał z każdą minutą. Nie drgnął nawet, gdy jego zespół tracił osiem goli z rzędu. Heister przed meczem nie wątpił w zwycięstwo.
Polacy zrealizowali wszystko, co zapowiadali. – Będziemy szybciej wychodzić do kontrataków – obiecywał Karol Bielecki. Drużyna Wenty skutecznie zakończyła aż 17 na 18 tego typu akcji. Słowacy szybki atak zastosowali raz.
– Będziemy rozgrywać z głową – zapowiadał Grzegorz Tkaczyk. Jego podania przez całe boisko do Zbigniewa Kwiatkowskiego wyprzedzały wyobrażenia Słowaków o piłce ręcznej. Była też agresja w obronie, a wybrany na najlepszego piłkarza meczu Bartosz Jurecki zdobył sześć bramek, skutecznie przepychając się na kole nawet z dwoma wyższymi i cięższymi rywalami. W meczu z Serbią Jurecki nie potrafił się przepchać ani razu. Wczoraj dobrze radził sobie także Piotr Wyszomirski, który jeszcze w pierwszej części zmienił Marcina Wicharego i zostanie chyba w bramce na kolejne spotkanie, w czwartek z Danią (18.15, TVP 2).