To będzie długi wieczór, niekoniecznie z happy endem. Z sześciu drużyn naszej grupy awans zapewniła sobie Serbia, nie liczy się już Szwecja. Pozostałe cztery zespoły: Polska, Niemcy, Dania i Macedonia walczą o półfinały.
– Najgorsze, że my z Niemcami gramy pierwszy mecz i potem czekamy – mówił wczoraj Bogdan Wenta. Po porażce z Macedonią awans do strefy medalowej mistrzostw Europy bardzo się skomplikował. Poza dwoma punktami za pokonanie Niemców potrzeba nam także zwycięstwa lub remisu Szwecji z Danią (grają o 18.15) i zwycięstwa lub remisu Serbii z Macedonią (20.15).
Gdyby Szwecja zremisowała z Danią, Polska pokonała Niemcy, a Macedonia Serbię, cztery drużyny miałyby tyle samo punktów i o kolejności decydowałaby mała tabela. W niej najważniejszy byłby stosunek bramek zdobytych do straconych. Najlepiej więc wygrać z Niemcami wysoko.
– W środę będzie się działo, to może być dzień cudów. Większość niemieckich zawodników znamy, to są przecież koledzy z Bundesligi. Nikt nikogo nie zaskoczy. Wygra ten, kto będzie lepiej walczył i komu będzie bardziej zależało – tłumaczył Wenta. O polskich pierwszych połowach, w których rywale uciekają nam na kilka bramek, nie chciał wiele mówić. Problem został szczegółowo omówiony przed każdym spotkaniem, padały obietnice poprawy, ale nic z nich nie wynikało.
– Nie wiem, czy nie lepiej byłoby zamienić marchewkę na kij. Jest fajna atmosfera, dużo rozmawiamy. Może to źle, że jest tak fajnie – mówi trener.