Przed spotkaniem o brąz duński trener naszej reprezentacji Kim Rasmussen podkreślał, że w tym meczu będzie Polakiem. Musiał zrobić wszystko, by jego zawodniczki zapomniały o półfinałowej porażce z Serbią (18:24).
Wydawało się, że wykonał zadanie. Polki od początku atakowały, lecz brakowało skuteczności. Nie wykorzystały dwóch rzutów karnych z rzędu. Po dziesięciu minutach to Dunki cieszyły się z prowadzenia 5:3. Ale los się odmienił. Nagle naszym piłkarkom wszystko się udawało. Świetnie grała Patrycja Kulwińska, która na obrocie sprawiała mnóstwo problemów duńskiej obronie i rzuciła trzy bramki. Formę sprzed półfinału odzyskała również Alina Wojtas. Rozgrywająca trafiła do bramki przeciwniczek cztery razy. Dodatkowo bardzo pewnie grały bramkarki Małgorzata Gapska i Anna Wysokińska. Połączenie skutecznego ataku i silnej obrony mogło przynieść tylko jeden skutek – do przerwy Polska prowadziła 15:12, a chwilę wcześniej nawet 15:10.
Początek drugiej części spotkania nie zapowiadał zbliżającej się katastrofy. Pierwszy rzut Dunek fantastycznie obroniła Gapska. To mógł być pierwszy krok w marszu do podium, ale wszystko zaczęło się walić równie szybko, jak w pierwszej połowie układać.
Polskie piłkarki nie potrafiły stworzyć groźnych akcji. Gubienie piłki, niedokładne podania, rzuty z nieprzygotowanych pozycji, brak dynamiki w wyprowadzaniu kontrataków – to grzechy główne reprezentacji Polski. Nie pomogła dobra postawa bramkarek, ponieważ obrona pozwalała rywalkom na zbyt wiele. Zresztą Dunki nie pytały o pozwolenie. Kristina Kristiansen miała pod naszym polem bramkowym zbyt dużą swobodę. Rzuciła dziesięć goli.
„Więcej mocy w ataku, więcej mocy!" krzyczał do swoich zawodniczek Rasmussen. Ale moc gdzieś uleciała. Animusz straciła także Alina Wojtas, która nie doszła do siebie po zderzeniu z rywalką, do którego doszło w pierwszej połowie. Nie zdobyła już więcej bramek.