Piotr Żelazny z Dauhy
Biało-czerwoni na koniec turnieju zafundowali kibicom 70-minutowy thriller. Wyrwali medal wolą walki i charakterem, ale także mądrą grą w końcówce.
Gdy zabrzmiała ostatnia syrena, wszyscy wstali z naszej ławki rezerwowych i unieśli ręce w geście triumfu. Chodziło jednak bardziej o wywarcie presji na arbitrze, który chwilę wcześniej gwizdnął faul.
Na parkiecie zrobił się kocioł. Polacy świętowali, Hiszpanie protestowali, a sędzia próbował ustalić, o ile trzeba cofnąć zegar. Gdy okazało się, że mecz będzie trwał jeszcze sekundę, jasne było, że Hiszpanie będą musieli rzucać. Bartosz Jurecki z bratem Michałem zaczęli wysyłać zawodników na ławkę i wołać z niej wszystkich najwyższych w drużynie, by uformowali mur. Piotr Grabarczyk, Karol Bielecki, Kamil Syprzak, Piotr Chrapowski, Mariusz Jurkiewicz i młodszy z braci Jureckich ustawili się z rękoma uniesionymi wysoko w górę. Wtedy duński sędzia Mads Hansen pokazał, że jednak będą jeszcze dwie sekundy gry. Hiszpanie naszego muru wielkoludów nie przebili i wtedy zaczęło się już prawdziwe świętowanie oraz tańce na parkiecie.
Nie doszłoby jednak do tego, gdyby nie fenomenalna końcówka w Polaków. Na minutę i kilkanaście sekund przed końcem przegrywaliśmy dwiema bramkami. Michael Biegler wycofał bramkarza, a w jego miejsce pojawił się Przemysław Krajewski. Po szybkim rzucie Michała Szyby biało-czerwoni zmniejszyli przewagę rywali do jednej bramki.