To fenomen na niespotykaną w sportach zespołowych skalę. Takiej kumulacji sukcesów nie ma żadna inna męska reprezentacja. Od 1992 roku piłkarze ręczni Trójkolorowych zdobyli na mistrzowskich imprezach 16 medali. W zakończonych przed tygodniem mistrzostwach świata w Katarze złoto wywalczyli po raz piąty. W klasyfikacji medalowej wszech czasów MŚ wyprzedzili Szwecję i Rumunię. Wygrali dwa ostatnie turnieje olimpijskie – w Pekinie i Londynie, a w europejskim czempionacie triumfowali trzykrotnie. Od 2006 roku nie przegrali żadnego finału.
Francuzi dokonali tego wszystkiego w sporcie, który nigdy nie cieszył się nad Sekwaną wielką popularnością. W latach 80. i 90. handball był dyscypliną uprawianą głównie przez amatorów, a liczba licencjonowanych zawodników nie przekraczała w 1995 roku 150 tysięcy. Dziś, według badań firmy Kantar Sport, reprezentacja piłkarzy ręcznych zajmuje trzecie miejsce w rankingu popularności (44 proc. poparcia), ale niewiele ustępuje piłkarskiej (52 proc.) i rugby (44 proc.). Jest za to najbardziej lubianą z francuskich reprezentacji (6,4 ocen pozytywnych na 10), podczas gdy piłkarska kadra znajduje się na piątej pozycji (5,07 ocen pozytywnych na 10). Dwa lata temu liczba licencjonowanych zawodników przekroczyła we Francji 500 tysięcy. Kraj, w którym piłka ręczna jeszcze niedawno praktycznie nie istniała, stał się drugim po Niemczech pod względem czynnie uprawiających ten sport.
Nie ma w tym jednak żadnego przypadku. Sukces został zaplanowany. Dzięki dokładnie opracowanej koncepcji, trwającej nieustannie pracy u podstaw w ośrodkach szkoleniowych i wpływowi, jaki wywarły na zespół narodowy niebanalne osobowości dwójki trenerów o zapędach dyktatorskich Daniela Constantiniego i Claude'a Onesty.
Szkolenie na wzór piłkarzy
Przełom nastąpił w 1985 roku, kiedy Francuzi spadli do trzeciej dywizji mistrzostw świata. Byli amatorami, można było degradację usprawiedliwić, ale dla trenera kadry Daniela Constantiniego porażka była zbyt dotkliwa. – Constantini wiedział, że potrzebne są drastyczne zmiany. Jego pierwszym pomysłem było podpisanie przez federację kontraktów z 20 najlepszymi wyselekcjonowanymi zawodnikami. Wybrańcy byli zawodnikami klubów, ale równocześnie byli cały czas do dyspozycji kadry. Mogli więcej trenować pod okiem selekcjonera, rozgrywali więcej meczów międzypaństwowych. Piłka ręczna ze sportu amatorskiego powoli przekształcała się w zawodowy – mówi „Rz" II trener polskiej reprezentacji Wojciech Nowiński. We Francji spędził 15 lat. Był tam zawodnikiem i trenerem, najpierw w Valenciennes, a potem w paryskim klubie AC Boulogne-Billancourt.
Trójkolorowi wrócili do pierwszej dywizji MŚ, na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie wywalczyli brązowy medal. Maszyna ruszyła, system zaczął działać. Rozkręcił się na tyle, że w 1995 roku Francuzi sięgnęli po tytuł najlepszej drużyny globu. Ani Constantini, ani federacja nie spoczęli na laurach. W dalszym ciągu profesjonalizowali dyscyplinę. Wzór zaczerpnęli z piłki nożnej. Wprowadzili także w piłce ręcznej słynne na cały świat centre de formation. W wielkim skrócie to szkółki dla młodzieży, w których treningi odbywają się według narzuconego przez federację wzoru. Zajęcia prowadzą wykształceni trenerzy, będący na państwowych nieźle płatnych etatach. – Utworzono 23 regionalne centra. W każdym trenuje po 22 najlepszych zawodników z okolicy. Można policzyć, ilu to daje zawodników w skali całego kraju. Chłopcy i dziewczynki, bo dla nich też wprowadzono centra, chodzą do szkoły, trenują, a na weekendy jadą do domu i tam grają mecze dla swoich klubów – tłumaczy Nowiński.
Bez szkolenia nie ma licencji
W XXI wieku ten proces ogarnął jeszcze większą rzeszę zawodników, bo obowiązek posiadania centre de formation spoczywa także na profesjonalnych klubach. Zespoły z pierwszej ligi muszą szkolić juniorów w kilku kategoriach. Jeśli ich na to nie stać, nie dostają licencji. Szkolenie jest miarą profesjonalizmu klubu. – W Boulogne-Billancourt, gdzie pracowałem, jest dziś 19 grup młodzieżowych – mówi Nowiński.
Ciągły napływ doskonale wyedukowanych sportowo zawodników tłumaczy powtarzalność sukcesów na mistrzowskich imprezach. Kadra opiera się na weteranach, jak bramkarz Thierry Omeyer, Nicola Karabatic, Jérôme Fernandez, ale młodzi zawodnicy są odważnie wprowadzani przez trenerów do reprezentacji i od razu stają się pełnoprawnymi członkami drużyny. W dyscyplinie, w której zawodnicy są notorycznie narażani na kontuzje, napływ świeżej krwi odgrywa kolosalne znaczenie. W Katarze pojawiło się miejsce dla trzech debiutantów: Kentina Mahé (syna mistrza świata z 1995 roku Pascala), Valentina Porte i Mathieu Grebille'a. Tak rodzi się nowa generacja mistrzów.