Takich sportowców trzeba szanować. Od trzech lat zawsze na początku roku nasi piłkarze ręczni stają się bohaterami polskich kibiców. Fani kochają ich za to, że nie marudzą, potrafią wygrywać z najsilniejszymi i grają mimo bólu.
Ta reprezentacja ma podobno tyle wzruszających historii, które trzymane są w tajemnicy do zakończenia turnieju, że można byłoby obdzielić nimi kilka amerykańskich filmów o ludziach, którzy, by osiągnąć sukces, muszą mocno zaciskać zęby. Takie historie najlepiej brzmią jednak w blasku złota.
[srodtytul]Wiatr w żaglach[/srodtytul]
O porażce w ostatnim meczu z Francją zawodnicy Bogdana Wenty albo nie mieli czasu za dużo myśleć, albo zwyczajnie nie chcieli, bo jest trochę wstydliwa. Reprezentacja wyleciała z Innsbrucku w piątek czarterowym samolotem w samo południe. Na pokładzie oprócz Polaków znaleźli się też Francuzi i Hiszpanie, którzy z Danią będą grać o piąte miejsce. Trener Hiszpanów Valero Rivera nie miał pretensji do Wenty za porażkę z Francją, życzył powodzenia w półfinale. Francuzi patrzyli na Polaków tak, jak zwycięzcy patrzą na przegranych. – Ale to dobrze, niech się cieszą jeszcze dwa dni – mówił na lotnisku Karol Bielecki.
Nie jest on wyjątkiem, bo tak jak do tej pory zawodnicy Wenty na hasło „medal” dostawali rumieńców i zmieniali temat, tak teraz nie dziwią się, gdy ktoś pyta ich o złoto. Dostali wiatru w żagle, pokonując Niemców, Szwedów, Hiszpanów i Czechów. Mają już pewność, że nie przyniosą wstydu, a ostatnia porażka z Francją wywołała tylko małego kaca. – Nie rozumiem całego zamieszania. Z takim przeciwnikiem nie da się wygrać bez motywacji, a nasz cel, jakim był awans do najlepszej czwórki, osiągnęliśmy już wcześniej. Nie roztrząsaliśmy problemu, cieszymy się tym, że udało nam się odpocząć – mówił Marcin Lijewski.