Rz: Wicemistrzostwo świata, jakie prowadzona przez pana drużyna wywalczyła w ubiegłym roku, bardzo rozbudziło apetyty kibiców. Podobno jedziecie na mistrzostwa Europy do Norwegii po złoty medal?
Bogdan Wenta: To naturalne, że po takim sukcesie, nikt nas nie zlekceważy i traktuje się Polskę, jako jednego z faworytów. Wolałbym jednak trochę stonować nastroje. Nie jest tak, że nie stać nas na złoto, ale buńczuczne wypowiedzi są zbędne i najczęściej nie wnoszą niczego dobrego.
Pana zawodnicy są mniej skromni.
Kilku z nich na początku roku udzieliło wywiadów, w których mówili, że jedziemy po złoto. Ale zanim po to złoto pojechaliśmy, wystartowaliśmy na towarzyskim turnieju w Danii, gdzie przegraliśmy dwa mecze, w tym z Norwegią 23:30. Okazało się, że piękne słowa nie zawsze mają pokrycie w faktach. Porozmawiałem z moimi zawodnikami, starałem się wytłumaczyć, że za deklaracjami musi iść forma, bo zamiast sukcesu może przyjść blamaż. Ten turniej i dwa nie najlepsze spotkania z Białorusią, które rozegraliśmy na kilka dni przed wyjazdem do Norwegii były dla nas zejściem na ziemię. Nikt nie da nam medalu na mistrzostwach Europy tylko za to, że rok wcześniej dobrze wypadliśmy w Niemczech.
Wolałbym trochę stonować nastroje. To nie jest tak, że nie stać nas na złoto, ale buńczuczne wypowiedzi są zbędne i niczego nie wnoszą