Apetyty były dużo większe. Przed wyjazdem do Norwegii polscy piłkarze mówili o złocie gwarantującym im udział w igrzyskach olimpijskich w Pekinie, trener Bogdan Wenta był co prawda ostrożniejszy, ale i tak zapowiadał przywiezienie medalu.
Wczorajsze przekonujące zwycięstwo nad Czarnogórą pozwoliło Polakom zająć tylko 7. miejsce. Do walki o 5., dające awans do przyszłorocznych mistrzostw świata, zabrakło zwycięstwa Chorwacji w meczu z Norwegią. Chociaż to i tak najlepszy wynik naszej reprezentacji w mistrzostwach Europy, to jednak żaden z zawodników nie uważa, że drużyna odniosła sukces. Dzisiaj piłkarze wracają do kraju.
W przerwie wczorajszego spotkania Wenta podszedł do jednego z rywali i przeprosił za to, że Polacy będą chcieli wygrać jak największą różnicą bramek.
– Byłem zadowolony, że zespół podniósł się po takim laniu, jakie dzień wcześniej sprawili nam Duńczycy. Czarnogórcy mieli problemy kadrowe, grali rezerwowymi, a my rozkręcaliśmy się z minuty na minutę. Nie chcieliśmy ich upokarzać, wygraliśmy dla siebie, bo mieliśmy ambicje osiągnąć w tym turnieju znacznie więcej – mówił trener.
Wenta zupełnie nie przypominał siebie z poprzednich meczów. Ani razu nie podniósł głosu na swoich zawodników, mimo że ci nie ustrzegli się błędów. Chociaż nie przyznaje tego otwarcie, wydaje się, że ma do nich pretensje za zbyt dużą presję, jaką nałożyli na siebie buńczucznymi wypowiedziami przed wyjazdem na mistrzostwa. – Ja na łamach prasy nie składałem innych deklaracji niż, że będziemy walczyć. Po takim turnieju wiem jednak, że tak samo dużo pracy trzeba wykonać na treningach, co w rozmowach z piłkarzami. Psychika niektórych nie była gotowa na takie obciążenia. Porażka zawsze boli, ale porażka będąc wicemistrzami świata boli podwójnie – stwierdził.
