W Norwegii nauczyliśmy się pokory

Sport jest drogą, na której spotykamy kolejnych przeciwników. Dla nas spotkanie Danii było katastrofą - mówi Bogdan Wenta, trener reprezentacji Polski w piłce ręcznej

Publikacja: 26.01.2008 00:26

Bogdan Wenta, trener reprezentacji Polski w piłce ręcznej

Bogdan Wenta, trener reprezentacji Polski w piłce ręcznej

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Rz: Gdyby można było cofnąć czas, dużo by pan zmienił w przygotowaniach albo w kadrze, którą zabrał pan na mistrzostwa Europy?

Bogdan Wenta: Niczego bym nie zmieniał. Uważam, że przygotowaliśmy się optymalnie, a chcąc utrzymać system gry, który dał nam w ubiegłym roku wicemistrzostwo świata, nie miałem wielkiego wyboru wśród zawodników. Zawiedliśmy przede wszystkim w obronie, a w piłce ręcznej to ta formacja wygrywa mecze. Nie będę ukrywał, że po niektórych piłkarzach spodziewałem się znacznie więcej. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale nawet osoba średnio znająca się na tym sporcie zauważyła dysproporcję pomiędzy pierwszą szóstką a graczami rezerwowymi. A przecież dotychczas naszą siłą był właśnie wyrównany skład.

Zapowiedział pan jego przewietrzenie. Jak duże będą zmiany?

Nie będzie to rewolucja, ale drobne korekty. Szukam wsparcia w ofensywie dla Bartka Jureckiego, którego nie było kim zastąpić, a taka sytuacja na turnieju jest niewyobrażalna. Niektóre nazwiska odkurzę dla reprezentacji, żadnego nowego talentu raczej nie dostrzegłem.

To, że pańska drużyna nie poradziła sobie z rolą faworyta, to kwestia słabej psychiki?

Moim zdaniem niektórzy piłkarze nie potrafili udźwignąć olbrzymiej odpowiedzialności. Zostali przytłoczeni nie tylko tym, że przed wyjazdem do Norwegii zapowiadali złoty medal, ale raczej własnymi ambicjami. Sport jest drogą, na której spotyka się kolejnych przeciwników. Dla nas spotkanie Danii było katastrofą. Po zremisowanym meczu z gospodarzami spodziewałem się innej reakcji. A może w ogóle jakiejś reakcji, bo moi zawodnicy wyszli na boisko i wyglądali, jakby myślami byli gdzie indziej. Zamierzam z każdym z kadrowiczów porozmawiać na osobności, spróbować znaleźć wyjaśnienie takiej sytuacji.

Przerosło ich wicemistrzostwo świata?

Ciągle oceniamy występ naszej reprezentacji na gorąco. Spokojnie, niech minie trochę czasu, a spojrzymy na wszystko z dystansu. Mam tylko nadzieję, że turniej nauczył nas pokory. Składać piękne deklaracje jest łatwo, ale muszą one mieć uzasadnienie w faktach. Kiedy po 25 latach osiąga się wreszcie jakiś dobry rezultat, trzeba pozostać na ziemi, a nie bujać w obłokach i mówić, że jesteśmy najlepsi. Na razie jeszcze nie jesteśmy, ale nie uważam, że w Norwegii kompletnie zawiedliśmy. W naszym hotelu mieszkały wszystkie ekipy grające w Stavanger, rozmawiałem z przeciwnikami, którzy prawili moim zawodnikom wiele komplementów.

To nie kurtuazja?

Trochę na pewno, ale były też konstruktywne rozmowy. Chorwaci odpadli z ubiegłorocznych mistrzostw świata po jednym gorszym meczu, a przecież wszyscy wiedzą, że mają doskonałą drużynę. Doszli do wniosku, że najwięcej do zrobienia jest w sferze psychiki. Zawodnicy wiele czasu poświęcili na konsultacje ze specjalistami i teraz znowu są na szczycie. Stan umysłów polskich piłkarzy dobrze ilustrują rzuty karne w spotkaniu z Norwegią. Pięć niewykorzystanych szans przez ludzi, którzy zazwyczaj się nie mylą, daje powód do zmartwienia. Myślę, że zaledwie siódme miejsce, jakie zajęliśmy, to również efekt sytuacji w niektórych klubach. Michał Jurecki jest w kadrze silnego klubu z Bundesligi, ale siedzi na ławce i niestety nie mieliśmy z niego takiego pożytku, jak w zeszłym roku. Chciał czy nie – czuł dodatkową presję, odbiegał myślami od pracy.

Żałował pan przegranego finału mistrzostw świata, więc na pewno nie usatysfakcjonuje pana siódme miejsce w Europie...

Wiem, że stać nas na więcej, jednak żeby odnosić sukcesy, ciągle musimy czuć ich głód. I nie wystarczy chcieć, ale trzeba też potrafić. Mistrzostwa Europy to bardzo trudny turniej i zajęliśmy na nim najwyższe miejsce w historii, ale nie pozwolę się z tego cieszyć. Jest to tylko kolejne doświadczenie, z którego trzeba wyciągnąć wnioski. Teraz w najsilniejszym składzie spotykamy się w marcu, rozegramy jakiś sparing i damy zawodnikom plan treningów, który pozwoli odpowiednio przygotować się do turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk. Będziemy grać u siebie, a w piłce ręcznej to spory przywilej.

Czasami wydawało się, że podczas meczów rozszarpie pan zawodników popełniających błędy. Uspokoił się pan już trochę?

Taki jestem i nic na to nie poradzę. Teraz spokojnie obejrzę jeszcze raz wszystkie mecze, zajrzę w statystyki. Wiem, że nie zawsze moja reprymenda była słuszna, bo inaczej widać rzeczy z poziomu boiska, a inaczej w telewizorze. Teraz będę miał już w ręku konkrety, będziemy analizować poszczególne sytuacje. Po ćwierć wieku znowu mamy szansę być dobrą drużyną i takiej możliwości nie można stracić.

rozmawiał w Stavanger Michał Kołodziejczyk

Piłka ręczna
Marcin Lijewski: Dajcie nam czas. Gorzkich pigułek będzie więcej
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Piłka ręczna
Sławomir Szmal dla "Rzeczpospolitej": Nie mogliśmy zamieść sprawy Kamila Syprzaka pod dywan
Piłka ręczna
Kompania braci. Portugalia zagra o finał MŚ w piłce ręcznej
Piłka ręczna
Mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Zmarnowana szansa, Polacy powalczą o puchar pocieszenia
Piłka ręczna
Mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Gorzki smak remisu Polaków z Czechami