„Kasper Hvidt is a keeper” – ogłosili światu na wielkim transparencie duńscy kibice. Gdyby ktoś przed finałem miał jeszcze wątpliwości, że Hvidt to bramkarz co się zowie, po meczu o złoto musiał przyznać, że był to najlepszy zawodnik całego turnieju.
W niedzielę Duńczyk obronił aż 41 procent piłek, które leciały w kierunku jego bramki. To i tak gorsza skuteczność niż we wcześniejszych meczach, kiedy to w tylko sobie wiadomy sposób łapał lub odbijał co drugie uderzenie.
Finał dla Danii zaczął się jednak fatalnie, bo w ósmej minucie nie miała na swoim koncie choćby jednego gola, a Chorwaci już cztery. Obie drużyny spotkały się w meczu drugiej rundy grupowej w Stavanger i wówczas sensacyjnie wysoko, bo aż 30:20, wygrali Duńczycy. Jednak na początku spotkania w Lillehammer zupełnie nie radzili sobie z Petarem Metliciciem i uznanym za najlepszego rozgrywającego mistrzostw Ivano Baliciem.
Chorwaci, chyba bardziej od rywali zmęczeni meczem półfinałowym, w którym jednym golem pokonali Francję, słabli z minuty na minutę. Trener Lino Cervar niepotrzebnie dyskutował z hiszpańskimi sędziami. Krytykował niemal każdą ich decyzję, co przyniosło tylko taki skutek, że arbitrzy z jeszcze większą skrupulatnością doszukiwali się fauli popełnianych przez jego zawodników.
W drugiej części Cervar dyrygował zespołem już z wysokości schodów prowadzących na jedną z trybun. Po tym jak wściekły rzucił się na sędziego, dostał czerwoną kartkę i przekazywał instrukcję swojej drużynie poprzez gońca, który co minutę odbywał trasę schody – ławka rezerwowych.Duńczycy dotychczas cierpieli na syndrom brązowych medalistów. Niezależnie od tego jak dobrze zaczynaliby imprezę, i tak kończyli ją na trzecim miejscu – tak było na mistrzostwach Europy w 2002, 2004 i 2006 roku. Na mistrzostwach świata w ubiegłym roku dotarli do półfinału. W Norwegii rozpędzali się jednak z każdym meczem, aż w końcu w finale objęli prowadzenie w 25. minucie i nie dali później szans Chorwatom, którzy przecież są mistrzami olimpijskimi z Aten.