Trener Bogdan Wenta, choć przyznawał po cichu, że Argentyńczycy to rywale, z którymi powinniśmy zwyciężać 20 razy na 20 spotkań, głośno dodawał przed meczem z nimi, że pracę trzeba dobrze wykonać do końca. Powód dali też Islandczycy, którzy nie ułatwili Polakom zadania i wcześniej wygrali ze Szwecją 29: 25. To oznaczało, że piłkarze Wenty muszą w ostatnim meczu co najmniej zremisować.
Nie zmarnowali szansy. Wygrali, i nie napracowali się przy tym przesadnie. Argentyna była najsłabszym zespołem turnieju, nie zmieniły tego efektowne strzały Erica Gulla, najwyższego piłkarza zawodów. Karol Bielecki i Mariusz Jurasik rzucali, Artur Siódmiak harował w obronie, Grzegorz Tkaczyk rozgrywał, Marcin Wichary i Sławomir Szmal bronili rzuty karne i zwykłe, publiczność miała doskonałą zabawę. Nikt nie chciał za bardzo krzywdzić Argentyńczyków, skoro igrzyska stały się faktem.
Awans został wypracowany w sobotę, podczas meczu z Islandią. Trener Wenta zwykle ocenia drużynę jako całość, ale o bramkarzu Szmalu tym razem nie mógł nie wspomnieć. Trzy obronione rzuty karne, kilkanaście znakomitych interwencji, które trudno opisywać bez barwnych przymiotników. Koledzy Szmala z pola też zaczęli znakomicie. Islandczycy zwykle grają szybko, nie komplikują akcji, nie wbijają się w obronę metodą tarana, ale nawet gdy piłka krążyła między nimi coraz prędzej, zawsze widzieli przed sobą biało-czerwone sylwetki. Efekt: niecelne rzuty, pospieszne próby zdobycia gola, a potem błyskawiczne kontry Polaków.
Mijała minuta za minutą, piłkarze Wenty wciąż mieli trzy, cztery gole przewagi, a Wenta zachęcał, by uciekać Islandczykom dalej. Nie musiał przekonywać długo, chociaż Jurasikowi rywale rozbili nos, a Marcin Lijewski upadł na parkiet trochę nieszczęśliwie, trafił plecami na czyjąś nogę i długą chwilę lekarze pomagali mu poza boiskiem.
Awans był niemal pewny już po pokonaniu Islandii, w niedzielę Polacy postawili kropkę, wygrywając z Argentyną