[b]Co musi zrobić reprezentacja Polski, by cieszył się pan z jej występu na mistrzostwach świata w Chorwacji?
Bogdan Wenta:[/b] Będę zadowolony z każdej wygranej. Każda, nawet ze słabszym rywalem, buduje dobrą atmosferę i sprawia, że apetyt rośnie. Moim zadaniem jest przypilnowanie, żeby zawodnicy za szybko się nie przejedli. Za nami już długa droga. Teraz schody są coraz bardziej strome, węższe i stoi na nich więcej ludzi. Utrzymać swoje miejsce wcale nie będzie łatwo, bo ciągle ktoś chce nas zepchnąć.
[b]Gracie już inną rolę niż przed dwoma laty, kiedy wywalczyliście srebrny medal... [/b]
Wtedy przed wyjazdem na turniej w reprezentację Polski wierzyli głównie sami zawodnicy. Inni mówili, że piłkarzy może mamy niezłych, ale drużyny z tego nie ma żadnej, trochę nas lekceważono. Teraz jesteśmy w kręgu faworytów. Duży to krąg, ale zawsze. W Niemczech byliśmy jak myśliwy, który nie bał się polować w dzikim lesie, teraz odbędzie się polowanie na nas. Żeby przeżyć, trzeba bardzo uważać. Jesteśmy po burzliwym okresie, po rezygnacji z gry Grzegorza Tkaczyka, który był dla nas bardzo ważny, po kontuzjach, po meczach rozgrywanych w różnym składzie. Teraz wytworzyło się w drużynie coś nowego – duża determinacja nawet u starszych zawodników, duma z reprezentowania kraju. Jak najszybciej trzeba zbudować odpowiednią koncentrację, w czym przeszkadza nam fakt, że zgrupowanie odbywa się w Warszawie. Chcemy odnieść sukces w Chorwacji, ale jednocześnie uczymy się żyć z presją, która jeszcze kilka lat temu piłkę ręczną omijała. Jeden zawodnik udziela wywiadu, na drugi dzień wszyscy to komentują i zastanawiają się nad tym, co sami odpowiedzieliby na tak zadane pytanie. Z mediami się dopiero zapoznajemy, rozgłos jest dobry, ale trzeba się do niego przyzwyczaić, wiedzieć, jak żyć. Na razie nie zawsze nam to wychodzi.
[b]Boi się pan mediów w razie niepowodzenia? [/b]