Po pokonaniu Słowacji w pierwszym, trzymającym w napięciu do ostatnich sekund meczu, następny miał być spacerkiem. O tym, jak trzeba grać, Polacy na razie pięknie jednak tylko mówią. W spotkaniu z Argentyną nie było szacunku dla przeciwnika ani koncentracji – pewność siebie i nonszalancja mogły doprowadzić do porażki. Zespół Bogdana Wenty z jedną z najsłabszych drużyn mistrzostw świata wygrał różnicą zaledwie jednego gola. Trener był wściekły.
– Bardzo fajne słowa usłyszeliśmy od Argentyńczyków po meczu. Że jesteśmy potęgą. Tylko pytam: gdzie jest ta potęga? – złościł się Wenta.
[srodtytul]Mamy przepraszać?[/srodtytul]
Do tej pory najwięcej zastrzeżeń miał do gry swojej drużyny w obronie. Gdy po dziesięciu minutach Polacy prowadzili 4:0 można było nawet pomyśleć, że praca na treningach przyniosła efekt, gdyby nie to, że Sławomir Szmal miał już pełne ręce roboty i 80-procentową skuteczność w obronie rzutów przeciwników.
Polacy gubili piłkę w rozegraniu, nie potrafili poradzić sobie z indywidualnym kryciem i pressingiem kilkanaście metrów od bramki Argentyńczyków.