Drużyna Bogdana Wenty postawiła się pod ścianą, po wczorajszej porażce skazała się na mecz ostatniej szansy – w piątek z Węgrami. Siódme miejsce da prawo gry w kwalifikacjach do igrzysk, ale po trzech porażkach w czterech ostatnich meczach w ten zespół trudno uwierzyć.
– My bardzo chcemy, ale musimy pociągnąć za sobą tych, którym chce się mniej – mówił po meczu Sławomir Szmal, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł do szatni. Karol Bielecki w Szwecji nie odezwał się jeszcze słowem, Mariusz Jurkiewicz był tak wściekły, że chociaż wszyscy mają obowiązek przejść przez korytarz przy dziennikarzach, przeskoczył przez barierkę, by skrócić sobie drogę. Zawodnicy twierdzą, że atmosfera w drużynie jest dobra, jednak by zobaczyć konflikt, nie potrzeba wcale szkiełka, wystarczy oko.
Z Chorwacją widzieliśmy innych piłkarzy, niż znaliśmy do tej pory. Przed turniejem równie często jak o kwestie sportowe pytano ich o męstwo, odwagę, ambicję i odporność psychiczną, która nie pozwala im się poddać. Ale w Szwecji to, co do tej pory było siłą drużyny, wyparowało. Polacy nie potrafią już się podnieść, pozbierać w trudnych sytuacjach, może przygniotła ich odpowiedzialność. Telewizja nazwała piłkarzy Wenty gladiatorami, jednak ci gladiatorzy nie podejmują walki z lwami.
Po 12 minutach meczu Polacy prowadzili 6:3, w 24. po raz pierwszy na prowadzenie wyszli rywale. Szmal bronił nieprawdopodobnie, ratował drużynę w sytuacjach beznadziejnych, ale – jak mówi Wenta – samym Szmalem meczu się nie wygra. Chorwaci prowadzenia już nie oddali, Polacy tylko raz zbliżyli się na trzy bramki, nie było żadnych emocji.
Są dwie teorie. Pierwsza mówi o przemęczeniu zawodników z Bundesligi, na których oparta jest nasza kadra. Świadczyć ma o tym także klęska Niemców, upokorzonych przez rywali. Druga teoria mówi o tym, że w polskiej drużynie jest zbyt wielu chętnych do roli trenera, ale nie ma lidera. Starszym niekoniecznie chce się słuchać Wenty, mają swoją receptę na całe zło. Trener nadspodziewanie często chwali zawodników, którzy w tak ważnym turnieju debiutują. Podkreśla, że po mistrzostwach żadna bomba nie wybuchnie, ale niektórzy zestarzeli się – mimo że metryka o tym nie świadczy – i zapewne pożegnają się z drużyną.