Olimpijskich kwalifikacji wcale nie przegraliśmy w niedzielnym spotkaniu z Hiszpanią. Porażka 22:33, w meczu bez emocji i niemal od początku bez walki, była konsekwencją tego, co wydarzyło się dzień wcześniej, w meczu z Serbią.
– Zobaczyliśmy odmienioną drużynę, która grała szczelnie w obronie i skutecznie w ataku. Na cztery minuty przed końcem, kiedy po kolejnym bardzo dobrym okresie gry Polacy wyszli na trzybramkowe prowadzenie, powiedziałem głośno: „Jedziemy na igrzyska". Pomyliłem się, bo stało się coś trudnego do wytłumaczenia – mówi Bogdan Kowalczyk, były trener naszej reprezentacji.
Ale nawet drzemka pod koniec spotkania mogła nie mieć przykrych konsekwencji. Polacy rozgrywali ostatni atak przy prowadzeniu 25:24, rozgrywali długo, duńscy sędziowie nie sygnalizowali gry pasywnej aż do momentu, gdy do końca pozostało tylko 14 sekund. Wenta trzymał w ręku zieloną kartkę. Gdyby położył ją na sędziowskim stoliku, prosząc o czas, gra zostałaby przerwana, a minutę później akcja wznowiona od środka boiska.
– Bogdan musiał poprosić o czas. To jego błąd, że stało się inaczej – mówi Artur Siódmiak, były piłkarz reprezentacji. Mistrz zimnej krwi przeholował, liczył, że rywale sfaulują próbującego rzucać Michała Jureckiego. Serbowie tego jednak nie zrobili i przeprowadzili kontrę, po której wyrównali. Do końca zostało pięć sekund, to mało nawet dla Wenty.
Mariusz Jurasik przyznał później, że widział już siebie w samolocie do Londynu. Inni po meczu robili dobrą minę do złej gry. Polacy nie wydawali się załamani, zapowiadali walkę z Hiszpanią. Być może liczyli na to, że rywale – już pewni awansu na igrzyska – nie będą grali z pełnym zaangażowaniem. Ale Hiszpanie zagrali normalnie i nasz sen o Londynie został przerwany w brutalny sposób.
– Warto się zastanowić, jak na reprezentację Polski działa syndrom Vive Kielce. Sprowadzono tam wielu reprezentantów z Bundesligi. To dobre dla klubu, ale ci zawodnicy nagle przestali grać o wielką stawkę w każdym spotkaniu, bo nie mają konkurencji – przypomniał Kowalczyk.
Chemia na linii trener – zawodnicy też nie działa już tak jak w latach, kiedy były sukcesy. Nie wszyscy skoczyliby za sobą w ogień, rodziły się konflikty, zawodnicy mówili o żalu do trenera, który był pierwszy przy zwycięstwach, a po porażkach twierdził, że drużyna nie realizowała założeń taktycznych. Wenta za to, że nie poprosił o czas w meczu z Serbią, także nie przeprosił, chociaż ta decyzja mogła dać awans na igrzyska.
– Na pytanie, czy ta drużyna potrzebuje nowego impulsu, odpowiadam: tak. Ale nie róbmy sądu nad Wentą tak szybko. Trzeba poczekać, wysłuchać stron, pomysłów – mówi Siódmiak. Kilku piłkarzy nie czekało i już w Alicante zaczęło się zastanawiać nad dalszą grą w reprezentacji. Zrezygnował Marcin Lijewski, zapewne nie będzie już miejsca dla Mariusza Jurasika, a to dwaj najbardziej doświadczeni gracze. – To koniec pewnej epoki. Część z nas jest za bardzo zaawansowana wiekowo, by reprezentować kraj. Daję sobie spokój, zdrowie już nie jest takie jak wcześniej – mówił Lijewski w Alicante.
Grzegorz Tkaczyk już raz z kadry zrezygnował, ale wtedy miał konflikt z Wentą, teraz może odejść razem z pokoleniem, którego był symbolem. Karol Bielecki o tym, że chce zwolnić miejsce młodszym, mówił już przed mistrzostwami świata w Szwecji w 2011 roku.