To największy sukces polskiej klubowej piłki ręcznej. Zostanie po nim trochę niedosytu z końcowych minut spotkania z Barceloną, trochę złości na sędziów, ale przede wszystkim wspomnienie dwóch meczów różnych od siebie jak dzień i noc.
W półfinale z Barceloną – 23:28 (10:13) – była obrona za obronę, w meczu o trzecie miejsce z THW Kiel – 31:30 (19:12) – atak za atak. W sobotę Vive Targi Kielce było stremowanym debiutantem. Wczoraj drużyną nie tylko pewną siebie, ale i w dobry sposób bezczelną, choć za rywala miało ubiegłorocznego zwycięzcę LM.
W meczu z Barceloną mistrz Polski nie prowadził ani razu, a na pierwszą bramkę czekał do ósmej minuty. Przeciw THW Kiel sam Ivan Cupić miał po ośmiu minutach trzy bramki, a polski klub ani razu nie pozwolił rywalom remisować.
W pewnym momencie zespół Bogdana Wenty prowadził już ośmioma bramkami, na przerwę schodził z wynikiem 19:12. W półfinale skrzydłowi cały czas odbijali się od muru Barcelony, a w meczu o trzecie miejsce, zwłaszcza na początku, byli znakomici.
Po przerwie, gdy rywale zawzięli się, by odrobić straty, a Vive zostawiło sobie tylko jedną broń – skuteczność przepychającego się środkiem Rastko Stojkovicia – było gorąco. Dwa razy obrońcy tytułu zmniejszali straty do jednej bramki.