– Serbia to uznana marka. Musimy się sprężyć. Słyszymy różne wypowiedzi, oni są bardzo pewni siebie i nikogo się nie boją. Miejmy nadzieję, że spuścimy im mały łomot – powiedział przed meczem Piotr Wyszomirski, rezerwowy polski bramkarz.
To się nie udało, ale spotkanie było wyrównane, obie drużyny miały taką samą skuteczność (45 procent). Sławomir Szmal obronił 14 strzałów, Darko Stanić – 17. Pierwsza połowa należała do Serbów, którzy kończyli ją z czterobramkowym prowadzeniem.
Druga część spotkania zaczęła się od mocnego uderzenia Polaków. Nie tylko odrobili straty, ale pierwszy raz w meczu prowadzili dwiema bramkami. Wydawało się, że zawodnicy Michaela Bieglera mogą wygrać. Lecz serbski selekcjoner Vladan Matić poprosił o czas i powiedział swoim piłkarzom: „Bez paniki".
Jak się okazało, jego słowa powinni usłyszeć także polscy gracze, którzy próbowali rozgrywać szybkie ataki, ale nie było widać w nich pomysłu. Za to chaosu wkradło się mnóstwo. Zresztą również Serbowie w pewnym momencie zapomnieli o radzie swojego szkoleniowca. Gubili piłkę, często faulowali w ataku.
W obronie obie drużyny grały tak, jakby razem przygotowywały się do turnieju. Tak szczelnej defensywy nie ogląda się często. W drugiej połowie, przy stanie 18:16 dla Serbii, żadna z reprezentacji nie trafiła do siatki rywali przez ponad siedem minut.