Z Rosją o być albo nie być

W ostatnim meczu fazy grupowej mistrzostw Europy Polska zagra z Rosją. Stawką spotkania z utytułowany rywalami, którzy już dawno zapomnieli, jak smakuje sukces, jest awans do kolejnej rundy.

Publikacja: 16.01.2014 17:53

Z Rosją o być albo nie być

Foto: AFP

Dwa mistrzostwa świata (1993 i 1997), mistrzostwo olimpijskie w Sydney (2000) i złoty medal mistrzostw Europy (1996). Jeżeli dołożyć do tego sukcesy Związku Radzieckiego, między innymi triumf na trzech igrzyskach olimpijskich (1976, 1988 i 1992 jako Wspólnota Państw Niepodległych) otrzymujemy potęgę, której powinien bać się każdy.

Lecz Rosja już nie budzi u rywali takiego strachu. To wszystko było. Ostatni medal Rosjanie zdobyli dziesięć lat temu – brąz na igrzyskach w Atenach. Dziś rosyjska reprezentacja usiłuje wydostać się z kryzysu. W eliminacjach do mistrzostw Europy w Danii zajęła trzecie miejsce w grupie 7. Była gorsza od srebrnych medalistów ostatnich mistrzostw, Serbii, oraz przeciętnej Austrii. Rosjanie awansowali jako najlepsza drużyna z trzecich pozycji. Przed turniejem obwołano ich najsłabszym zespołem w „grupie śmierci”.

Rosja od wielu lat boryka się z problemami kadrowymi. Doszło do tego, że reprezentacja, o zawodnikach której marzyli niemal wszyscy trenerzy, teraz musi naturalizować piłkarzy. Gdyby nie Siergiej Szelmienko z Ukrainy i Siergiej Gorbok z Białorusi, selekcjoner Oleg Kuleszow miałby problem z zestawieniem drugiej linii. Dodatkowo do Danii nie pojechali dwaj gracze, którzy znacząco mogli pomóc drużynie w zdobywaniu kolejnych punktów. Bramkarz Oleg Grams ma kłopoty ze zdrowiem. Natomiast przy konflikcie skrzydłowego Timura Dibirowa z trenerem kadry, spór Cześnika z Rejentem to przykład szlachetnej przyjaźni.

Reprezentacja Rosji od początku była skazywana na pożarcie. I dlatego jest niebezpieczna. Rosyjscy piłkarze chcą udowodnić, że dziennikarze i eksperci zbyt wcześnie odesłali ich do domu. W środę częściowo osiągnęli swój cel. Pokonali 27:25 (14:14) Serbię, z którą w eliminacjach przegrali dwa mecze. Wyjątkowo groźny był rozgrywający Paweł Atman. Nie popisał się nieziemską skutecznością (cztery gole na siedem rzutów), ale to on rozpoczynał niemal każdą akcję bramkową i często asystował swoim kolegom.

Duże postępy zrobiła rosyjska obrona, która wyciągnęła wnioski z porażki 28:35 (14:19) z Francją w pierwszym meczu. Wtedy Nikola Karabatić trafił sześć razy (100% skuteczności), Michael Guigou siedem (100%) a Alix Nyokas dziewięć (75%). Serbowie nie mieli okazji tak szaleć. Marko Vujin oddał trzynaście rzutów na rosyjską bramkę. Ale zdobył tylko sześć goli.

Polaków czeka w piątek trudna przeprawa. Rosjanie uwierzyli we własne siły. Ale to samo można powiedzieć o zawodnikach Michaela Bieglera, którzy walczyli z Francją, mistrzami olimpijskimi, jak równy z równym i przegrali tylko jedną bramką – 27:28 (14:15). Do polskich piłkarzy nie można mieć pretensji. W porównaniu z porażką 19:20 (9:13) z Serbią, progres był ogromny.

- Zabrakło nam szczęścia. Byliśmy lepszą drużyną. W ataku wyglądaliśmy o niebo lepiej niż z Serbami – narzekał po meczu w rozmowie z „Magazynem handball” Jakub Łucak, który rzucił Francuzom pięć bramek.

Spotkanie z Rosją zdecyduje, czy Polska pożegna się z mistrzostwami świata. Najlepiej by było, gdyby Serbia przegrała z Francją, a polska reprezentacja wygrała dwiema bramkami. Wtedy odpadnie Serbia, Polska awansuje do drugiej fazy z dwoma punktami, a Rosja bez punktu. Jeżeli Polacy zwyciężą różnicą większą niż dwa gole, do domu wrócą piłkarze Olega Kuleszowa. Ale Polska zacznie kolejną fazę bez zdobyczy punktowej (ponieważ przegrała z Serbią i Francją, które wtedy również awansują). Jeżeli Serbowie w piątek nie przegrają z mistrzami olimpijskimi, Polacy muszą po prostu wygrać. I tak odpadnie Rosja, więc Polska w kolejnej rundzie nie będzie miała punktu.

- Kalkulować możemy, gdy będziemy prowadzić trzema, czterema bramkami. Obserwując zespół z Rosji wiem, że będzie bardzo ciężko. Dla nas to mecz o być albo nie być. Dla nich zresztą też – mówił kapitan polskiej reprezentacji Sławomir Szmal.

Rosyjski niedźwiedź śpi od lat. Ostatnio trochę się przebudził i zaczął powarkiwać. Jeżeli w piątek Polacy zagrają tak, jak w środę z Francją, powinni ponownie ukołysać go do snu.

Dwa mistrzostwa świata (1993 i 1997), mistrzostwo olimpijskie w Sydney (2000) i złoty medal mistrzostw Europy (1996). Jeżeli dołożyć do tego sukcesy Związku Radzieckiego, między innymi triumf na trzech igrzyskach olimpijskich (1976, 1988 i 1992 jako Wspólnota Państw Niepodległych) otrzymujemy potęgę, której powinien bać się każdy.

Lecz Rosja już nie budzi u rywali takiego strachu. To wszystko było. Ostatni medal Rosjanie zdobyli dziesięć lat temu – brąz na igrzyskach w Atenach. Dziś rosyjska reprezentacja usiłuje wydostać się z kryzysu. W eliminacjach do mistrzostw Europy w Danii zajęła trzecie miejsce w grupie 7. Była gorsza od srebrnych medalistów ostatnich mistrzostw, Serbii, oraz przeciętnej Austrii. Rosjanie awansowali jako najlepsza drużyna z trzecich pozycji. Przed turniejem obwołano ich najsłabszym zespołem w „grupie śmierci”.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Piłka ręczna
Więcej niż gra. Rusza akcja „Szacunek do Samego Końca” w polskiej piłce ręcznej
Piłka ręczna
Jota Gonzalez w reprezentacji Polski. Czy to trener na miarę naszych marzeń?
Piłka ręczna
Liga Mistrzów. Ponury wieczór dla Orlenu Wisły. Industria żegna się z honorem
Piłka ręczna
Liga Mistrzów. Orlen Wisła Płock i Industria Kielce grają o ćwierćfinał
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Piłka ręczna
Marcin Lijewski nie będzie już trenerem reprezentacji. Nie było wyjścia