Pożegnanie w kiepskim stylu

W swoim ostatnim meczu na mistrzostwach Europy Polki przegrały z Rumunkami 19:24 (9:11). To spotkanie było idealnym podsumowaniem występu polskiej reprezentacji na tym turnieju.

Aktualizacja: 17.12.2014 20:35 Publikacja: 17.12.2014 18:08

Pożegnanie w kiepskim stylu

Foto: AFP

Zespół Kima Rasmussena pierwszą bramkę zdobył w ósmej minucie i 56. sekundzie meczu. Rumunki wtedy mogły cieszyć się już z pięciu bramek. Początek spotkania dokładnie odzwierciedlał to, jak obie drużyny zagrały w środę w Debreczynie.

Przez prawie dziewięć minut Polki i Rumunki oddały tyle samo rzutów. Z tą różnicą, że przeciwniczki wykorzystały wszystkie sytuacje, a polskie piłkarki ani jednej. Jednak potem w polskiej bramce Izabelę Prudzienicę zastąpiła Anna Wysokińska. Był to strzał w dziesiątkę trenera Rasmussena. Zawodniczka SG BBM Bietigheim była godną rywalką dla świetnie spisującej się rumuńskiej bramkarki Pauli Ungureanu.

Od momentu tej zmiany Polki zaczęły odrabiać straty. Fantastyczne interwencje Wysokińskiej (w pewnym momencie miała 78 procent skuteczności) dodawały animuszu jej koleżankom z ataku. Polska drużyna trochę zmniejszyła straty i schodziła na przerwę przegrywając tylko dwiema bramkami (9:11).

W drugiej połowie role na chwilę się odwróciły. Polska rzuciła trzy bramki z rzędu, a piłkarki z Rumunii przez prawie siedem minut nie umiały pokonać Anny Wysokińskiej. Dzięki jednobramkowemu prowadzeniu można było uwierzyć, że Polki zmierzają po drugie zwycięstwo w tegorocznych mistrzostwach Europy. Ale wtedy wszystko się posypało. Chociaż chyba lepiej byłoby stwierdzić, że wróciło na właściwe tory. Zawodniczki Kima Rasmussena popsuły dwa kontrataki. Przeciwniczki nie zwykły marnować takich prezentów i natychmiast odrobiły straty.

Potem było już tylko gorzej. Chaos w grze Polek był wręcz niewyobrażalny. Podania, zamiast w rękach koleżanek z drużyny, lądowały za linią boczną lub w dłoniach rywalek. Piłka po rzutach najczęściej była wyłapywana przez fenomenalną Ungureanu, ale równie często leciała w trybuny. Nieskuteczność polskiego zespołu potwierdzają statystyki: Rumunia - 49 procent celnych rzutów; Polska - 38. Mimo iż Kim Rasmussen zagrzewał swoje zawodniczki do walki, krzyczał, że trzeba wierzyć do końca, nie udało się powtórzyć wyniku sprzed roku, gdy Polki wygrały z Rumunkami 31:29 w 1/8 finału mistrzostw świata. Tym razem po rozczarowującej grze przegrały 19:24.

Ale nie tylko ten jeden mecz był rozczarowujący. W całym turnieju Polska rozegrała sześć spotkań i wygrała tylko raz (29:26 z Rosją w fazie wstępnej). Ale tak nerwowo grający zespół nie mógł zwyciężać. Nieraz Polki bardzo radziły sobie w pierwszych połowach, ale w drugich były kompletnie zagubione. Zawiodły gwiazdy polskiej kadry. Alina Wojtas tylko w meczu z Rosją przypominała zawodniczkę, której potężne rzuty z drugiej linii na mistrzostwach świata w Serbii spędzały sen z powiek bramkarkom rywali. Iwona Niedźwiedź czy Karolina Siódmiak też nie będą mogły zaliczyć węgiersko-chorwackiego turnieju do najbardziej udanych. Po tej drużynie na pewno spodziewano się znacznie więcej.

Być może niedosyt wynika z tego, że przed tymi mistrzostwami Europy kibice i dziennikarze mieli zbyt wygórowane oczekiwania. Reprezentacja Polski to co prawda czwarta drużyna świata, ale tamten rezultat był ogromną niespodzianką. Polki po wielu latach nieobecności dopiero wkraczają do świata wielkiej piłki ręcznej. W gronie najlepszych drużyn w Europie znalazły się po raz pierwszy od ośmiu lat. Na razie nie pozostaje nic poza czekaniem. Polki kilkakrotnie udowodniły, że potrafią grać w piłkę ręczną i stawić czoła najlepszym (jak chociażby niedawno w spotkaniu z Norwegią). Jednak zbudowanie potęgi wymaga wielu prób, błędów, a przede wszystkim czasu. Z wydawaniem wyroków na zespół Kima Rasmussena wypada jeszcze trochę poczekać.

Zespół Kima Rasmussena pierwszą bramkę zdobył w ósmej minucie i 56. sekundzie meczu. Rumunki wtedy mogły cieszyć się już z pięciu bramek. Początek spotkania dokładnie odzwierciedlał to, jak obie drużyny zagrały w środę w Debreczynie.

Przez prawie dziewięć minut Polki i Rumunki oddały tyle samo rzutów. Z tą różnicą, że przeciwniczki wykorzystały wszystkie sytuacje, a polskie piłkarki ani jednej. Jednak potem w polskiej bramce Izabelę Prudzienicę zastąpiła Anna Wysokińska. Był to strzał w dziesiątkę trenera Rasmussena. Zawodniczka SG BBM Bietigheim była godną rywalką dla świetnie spisującej się rumuńskiej bramkarki Pauli Ungureanu.

Pozostało 82% artykułu
Piłka ręczna
Hit transferowy w Orlen Lidze. Orlen Wisła Płock bierze mistrza olimpijskiego
Piłka ręczna
Sławomir Szmal: Dobrze, że nieustannie jeździmy na największe imprezy
Piłka ręczna
Zadanie wykonane: Polska zagra w mistrzostwach świata
Piłka ręczna
Kontrowersje i rzuty karne. Final4 nie dla Industrii Kielce
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Piłka ręczna
Turniej Final4 troszkę bliżej. Industria Kielce pokonała Magdeburg sc