Zespół Kima Rasmussena pierwszą bramkę zdobył w ósmej minucie i 56. sekundzie meczu. Rumunki wtedy mogły cieszyć się już z pięciu bramek. Początek spotkania dokładnie odzwierciedlał to, jak obie drużyny zagrały w środę w Debreczynie.
Przez prawie dziewięć minut Polki i Rumunki oddały tyle samo rzutów. Z tą różnicą, że przeciwniczki wykorzystały wszystkie sytuacje, a polskie piłkarki ani jednej. Jednak potem w polskiej bramce Izabelę Prudzienicę zastąpiła Anna Wysokińska. Był to strzał w dziesiątkę trenera Rasmussena. Zawodniczka SG BBM Bietigheim była godną rywalką dla świetnie spisującej się rumuńskiej bramkarki Pauli Ungureanu.
Od momentu tej zmiany Polki zaczęły odrabiać straty. Fantastyczne interwencje Wysokińskiej (w pewnym momencie miała 78 procent skuteczności) dodawały animuszu jej koleżankom z ataku. Polska drużyna trochę zmniejszyła straty i schodziła na przerwę przegrywając tylko dwiema bramkami (9:11).
W drugiej połowie role na chwilę się odwróciły. Polska rzuciła trzy bramki z rzędu, a piłkarki z Rumunii przez prawie siedem minut nie umiały pokonać Anny Wysokińskiej. Dzięki jednobramkowemu prowadzeniu można było uwierzyć, że Polki zmierzają po drugie zwycięstwo w tegorocznych mistrzostwach Europy. Ale wtedy wszystko się posypało. Chociaż chyba lepiej byłoby stwierdzić, że wróciło na właściwe tory. Zawodniczki Kima Rasmussena popsuły dwa kontrataki. Przeciwniczki nie zwykły marnować takich prezentów i natychmiast odrobiły straty.
Potem było już tylko gorzej. Chaos w grze Polek był wręcz niewyobrażalny. Podania, zamiast w rękach koleżanek z drużyny, lądowały za linią boczną lub w dłoniach rywalek. Piłka po rzutach najczęściej była wyłapywana przez fenomenalną Ungureanu, ale równie często leciała w trybuny. Nieskuteczność polskiego zespołu potwierdzają statystyki: Rumunia - 49 procent celnych rzutów; Polska - 38. Mimo iż Kim Rasmussen zagrzewał swoje zawodniczki do walki, krzyczał, że trzeba wierzyć do końca, nie udało się powtórzyć wyniku sprzed roku, gdy Polki wygrały z Rumunkami 31:29 w 1/8 finału mistrzostw świata. Tym razem po rozczarowującej grze przegrały 19:24.