Okno transferowe otwarte jest krócej niż dziesięć dni, a Legia sprowadziła już czterech piłkarzy. Uwagę mediów i kibiców przykuwa przede wszystkim przybycie Brazylijczyka z chorwackim paszportem – Eduardo da Silvy, którego w 2007 roku Arsene Wenger kupował do Arsenalu jako następcę Thierry Henry'ego.
Nigdy nim nie został, ale nikt też nie wie, jak potoczyłyby się losy Eduardo i czy kiedykolwiek podpisałby umowę w Warszawie, gdyby nie koszmarna kontuzja, której doznał po zaledwie kilku miesiącach występów w Londynie.
Eduardo szybko stawał się ważnym zawodnikiem Arsenalu, dostawał coraz więcej szans od Wengera i potrafił je wykorzystywać. Gdy urazu doznał Robin van Persie, to właśnie pozyskany za 7,5 miliona funtów, wówczas 24-letni napastnik został partnerem Emmanuela Adebayora.
Na przełomie 2007 i 2008 roku Eduardo wystąpił w siedmiu meczach Premier League z rzędu, zdobył w nich trzy gole, miał trzy asysty. Trzy kolejne trafienia zaliczył w meczach pucharowych (plus dwie asysty) i gdy wydawało się, że Wenger wypatrzył kolejny diament, przyszedł fatalny mecz z Birmingham.
16 lutego 2008 roku po ataku mierzącego 193 cm i będącego uosobieniem starej angielskiej szkoły gry Martina Taylora, Eduardo doznał otwartego złamania lewego piszczela z przemieszczeniem. Taylor dostał oczywiście czerwoną kartkę, a Wenger i kilku ekspertów domagali się nawet, by został dożywotnio zdyskwalifikowany. Stacja SkySports uznała, że widok jest drastyczny i nie pokazała powtórek starcia napastnika z angielskim drwalem.