Przez ostatnie 14 lat reprezentacja bywała niemal tożsama ze skrzydłowym urodzonym w Truskolasach. Błaszczykowski przez lata nosił opaskę kapitańską, Robert Lewandowski dostał ją dopiero od Adama Nawałki. I to napastnik Bayernu jest teraz centralną postacią, wokół której kadra jest budowana i bez którego nie sposób sobie wyobrazić drużyny. Nie ma się zresztą czemu dziwić – to Lewandowski strzela najwięcej goli, to jego najlepiej znają zawodnicy i trenerzy rywali, to on wkrótce zostanie rekordzistą nie tylko pod względem trafień w kadrze, ale też występów.
Na razie jednak rekord ten należy do Błaszczykowskiego, który w czwartkowym meczu z Portugalią zagrał w reprezentacji po raz 103. Przez lata to on był bohaterem oraz jednym z niewielu jasnych punktów reprezentacji Polski.
A mowa o czasach ciemnych, gdy kadra prowadzona przez Leo Beenhakkera nie awansowała do mistrzostw świata 2010, a selekcjonera zwalniano na parkingu przy stadionie w Mariborze. Mowa o czasach Euro 2012, które organizowaliśmy wespół z Ukrainą. Reprezentację prowadził Franciszek Smuda, człowiek mający być odtrutką na wykształconego i obytego w świecie Beenhakkera. Smuda to naturszczyk, posługujący się własną wersją języka polskiego, a w pracy kierujący się głównie intuicją. Mówimy o czasach Waldemara Fornalika, który przegrywał awans do mistrzostw świata 2014, dając się wyprzedzić Ukrainie i Czarnogórze.
Błaszczykowski był wówczas jednym z niewielu, a często jedynym jasnym punktem reprezentacji. Beenhakker mówił o nim „polski Cristiano Ronaldo". Nieprzypadkowo używał akurat tego porównania. W eliminacjach Euro 2008 biało-czerwoni trafili na Portugalię, w barwach której grała wschodząca gwiazda europejskiej piłki, rówieśnik Błaszczykowskiego, 22-letni Ronaldo. Biało-czerwoni wygrali wtedy w Chorzowie 2:1 i było to najbardziej doniosłe i niespodziewane zwycięstwo od lat. Młodziutki skrzydłowy Wisły Kraków wyszedł wówczas na boisko w podstawowym składzie.
Na Euro 2008 jednak nie pojechał. Przegrał z kontuzją. (wcześniej z powodu urazu – tak przynajmniej twierdzi selekcjoner – nie załapał się do kadry Pawła Janasa na mistrzostwa świata 2006). Błaszczykowski do dziś nie pogodził się z ówczesną decyzją Beenhakkera. Robił wszystko, by się wyleczyć na czas, zapewniał, że na ostatni mecz fazy grupowej będzie gotowy. A może nawet wcześniej – na drugie spotkanie. Holender nie chciał jednak ryzykować i pominął go przy ustalaniu ostatecznej kadry.