Przed tygodniem, w pierwszym meczu po przerwie zimowej, Lech Poznań zaliczył wpadkę na własnym terenie, przegrywając 1:2 z Zagłębiem Lubin. Podopieczni Adama Nawałki zaprezentowali się słabo i mało kto pewnie się spodziewał, że kilka dni później może być jeszcze gorzej... Poznańska lokomotywa nie może ruszyć po zimie, coś się w niej zacięło i na razie stoi na bocznicy - komentuje Onet.
Początkowo spotkanie toczyło się w sennym tempie. W końcu Piast, zachęcony nieśmiałością Lecha, przycisnął, wychodząc na prowadzenie w 31. minucie. Martin Konczkowski zagrał na głowę do Piotra Parzyszka, który bez większych problemów pokonał Jasmina Buricia. Do przerwy więcej bramek kibice nie zobaczyli.
Po wznowieniu gry worek z golami rozwiązał się już po ośmiu minutach. Po zamieszaniu w polu karnym Lecha Parzyszek nie trafił w piłkę z... pół metra i ta stanęła na linii bramkowej, nieudolnie interweniował Wołodymyr Kostewycz, wybijając za lekko, do futbolówki dopadł Jorge Felix i wpisał się na listę strzelców.
W 66. minucie było już 3:0, po tym, gdy pięknym strzałem z rzutu wolnego zza pola karnego popisał się Mikkel Kirkeskov. Cztery minuty później Parzyszek zagrał piłkę na piąty metr do niepilnowanego Joela Valencii, który strzałem głową ustalił wynik spotkania. Lech nie potrafił już do końca spotkania zagrozić bramce Frantiska Placha, za to gospodarze zmarnowali jeszcze kilka niezłych okazji na podwyższenie prowadzenia.
Piast po starciu dwóch byłych selekcjonerów reprezentacji Polski przesunął się na czwarte miejsce w ligowej tabeli. Lech, który ma teraz punkt mniej niż zespół Waldemara Fornalika, spadł na siódmą pozycję.