Cztery mecze, 12 punktów, żadnego gola straconego. Czy to oznacza, że kadra Jerzego Brzęczka awansowała na Euro 2020?
Zawsze byłem pokorny, ale faktycznie, jeśli przyjrzeć się tabeli i wziąć pod uwagę jeszcze dodatkowe ścieżki dostania się na turniej, to wychodzi, że łatwiej awansować, niż to zepsuć. Z zastrzeżeniem, że dopiero mecz z Izraelem zmienił moje postrzeganie tego zespołu. Do tej pory miałem wrażenie, że Jerzy Brzęczek wnosił nową jakość do polskiej piłki: brzydka gra bez stylu, futbol, który nie cieszył oka, ale zgadzały się wyniki i punkty. A reprezentacja musi przyciągać ludzi. W każdym meczu musi mieć kwadrans, 20 minut, które spowodują, że kibice nie będą mogli doczekać się następnego spotkania. W dodatku jeśli w eliminacjach nie ma ładnej gry i dobrego stylu, to nie można się go spodziewać na wielkim turnieju. Dlatego w kwalifikacjach reprezentacja powinna rozegrać przynajmniej dwa mecze, którymi mogłaby się pochwalić i zarazem postraszyć rywali. My do meczu z Izraelem nie rozegraliśmy spotkania, którym moglibyśmy się chwalić. Po poniedziałku mamy jednak wizytówkę tej kadry. Była ładna gra, zabawa piłką, wielu zawodników rozegrało dobry mecz.
Pytanie czy nie przesadzamy z tymi pochwałami? To jednak był tylko Izrael.
Jesteśmy wyposzczeni. Nasza grupa nie jest bardzo wymagająca, ale jednak nikomu przed nami nie udało się tak zagrać z Izraelem. Austriacy pojechali na Bliski Wschód i dostali cztery gole.
Mamy taką reprezentację jak w meczu z Izraelem czy jak z Macedonią?