Pierwsze w historii angielskie starcie o Superpuchar Europy i pierwsze sędziowane przez kobietę przyniosło sporo emocji.
Liverpool w czerwcu wygrał Ligę Mistrzów i choćby z tego względu uważany był za faworyta. W dodatku wracał do miejsca dla siebie magicznego, gdzie 14 lat temu - po jednym z najbardziej dramatycznych finałów Champions League - zdobył to prestiżowe trofeum.
Chelsea w maju triumfowała w rozgrywkach pocieszenia, za jakie uznawana jest Liga Europy. Ale nowy sezon zaczęła od falstartu - porażki 0:4 z Manchesterem United. I być może to właśnie sprawiło, że w środowy wieczór wyszła na boisko bardzo podrażniona.
Po początkowej przewadze Liverpoolu drużyna Franka Lamparda przejęła inicjatywę. Adrian, zastępujący kontuzjowanego Alissona, miał ręce pełne roboty. Po uderzeniu Pedro udało mu się sparować piłkę na poprzeczkę, ale ze strzałem Oliviera Girouda już sobie nie poradził. Do siatki trafił jeszcze Christian Pulisic, jednak Stephanie Frappart z Francji słusznie gola nie uznała (spalony).
Chelsea schodziła więc na przerwę ze skromną zaliczką. Ale chwila dekoncentracji po powrocie na boisko kosztowała ją drogo. Sadio Mane skorzystał z zamieszania w polu karnym i wepchnął piłkę z bliska do pustej bramki. Podawał mu Roberto Firmino. Wejście Brazylijczyka mocno ożywiło grę Liverpoolu - w dogrywce zaliczył asystę przy drugim trafieniu Mane.