Reklama
Rozwiń

Rangers - Legia 1:0. Obuchem w głowę

W doliczonym czasie gry wicemistrz Polski stracił szansę na awans do fazy grupowej Ligi Europy.

Aktualizacja: 30.08.2019 06:17 Publikacja: 29.08.2019 23:05

Rangers - Legia 1:0. Obuchem w głowę

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Rutkowski

Legia straciła w ośmiu meczach eliminacji Ligi Europy jednego gola – jedynym zawodnikiem, który znalazł sposób na Radosława Majeckiego okazał się kolumbijski napastnik Glasgow Rangers – Alfredo Morelos. Udała mu się ta sztuka w drugiej minucie doliczonego czasu gry, gdy niemal wszyscy na stadionie i przed telewizorami szykowali się już na dogrywkę.

Trzeci rok z rzędu nie będzie Legii i żadnego innego polskiego zespołu w europejskich pucharach. Znów kibicom w środku tygodnia przyjdzie się emocjonować występom najlepszych, znów pogłębiać się będzie przepaść między klubami ekstraklasy, a europejskimi zespołami. A w kasie Legii znów zacznie się szukanie oszczędności. Bo wpływu z pucharów, premii od UEFA ponownie zabraknie.

Zanim jeszcze mecz się zaczął kibice Legii, którzy przybyli do Glasgow rozwinęli na sektorze flagę z wizerunkiem papieża Jana Pawła II i napisem – „do not be worry”, czyli w tłumaczeniu „nie lękajcie się”. Oczywiście była to prowokacja skierowana w stronę kibiców Rangers, tradycyjnie pochodzących z protestanckich, nieuznających papieża, rodzin, a także nawiązanie do byłego legionisty i zawodnika Celticu, Artura Boruca, który w t-shircie z wizerunkiem papieża świętował zwycięstwo po jednym Old Firm Derby. Boruc zasiadł zresztą wśród kibiców Legii na Ibrox w czwartkowy wieczór i w pewnym momencie z megafonem w dłoni prowadził doping.

A jednak można było odnieść wrażenie, że legioniści się lękają. Co było o tyle niezrozumiałe, że przecież już w pierwszym meczu w Warszawie, zobaczyli, że bać się nie ma czego. Że Rangers straszą głównie nazwą. Pierwszą okazję stworzyli sobie goście – Sandro Kulenović jednak źle przyjął, a jego strzał okazał się zbyt lekki i nieprzygotowany – ale później nagle nabrali zbytniego respektu dla rywala.

Legia miała mnóstwo szczęścia – przed upływem 10 minut Szkoci powinni byli prowadzić, ale uderzenie głową Alfredo Morelosa dosłownie o centymetry minęło słupek. W drugiej minucie doliczonego czasu gry Kolumbijczyk trafił w podobnej, ale jednak nieco trudniejszej sytuacji. Igor Lewczuk – tak chwalony za pierwszy mecz w Warszawie – kompletnie zaspał w obu tych akcjach.

Chwilę później kolumbijski napastnik Rangersów próbował uderzenia z linii pola karnego, ale świetnie to uderzenie złapał Radosław Majecki. I gdy wydawało się, że gospodarze stłamsili Legię i bramki dla nich są kwestią czasu, zawodnicy Aleksandara Vukovicia zaczęli odzyskiwać kontrolę nad tym meczem. Przestali popełniać tak głupie straty, przestali podawać pod nogi Szkotów, przestali się lękać, zaczęli grać.

I gdyby to Legia schodziła na przerwę prowadząc nie byłoby to niesprawiedliwe rozstrzygnięcie. Brazylijski skrzydłowy Luquinhas wpadł w pole karne, minął jednego rywala (przy sporej dawce szczęścia), minął drugiego i został ewidentnie zahaczony Gdyby legionista się wywrócił sędzia nie miałby innej możliwości niż podyktować rzut karny. Brazylijczyk jednak utrzymał się na nogach i oddał strzał. Bardzo lekki niestety strzał, który McGregor łatwo obronił.

W drugiej połowie Vuković zdjął Kulenovicia i zmienił tym samym sposób gry swojego zespołu – zamiast taktyki z napastnikiem nieźle grających tyłem do bramki, wprowadził szybkiego i bardzo ruchliwego piłkarza, do którego koledzy mieli posyłać dalekie podania.

20 minut przed końcem gospodarze mocno przycisnęli – najpierw Majecki efektowną paradą wybronił uderzenie z dystansu, a chwilę później ten dający się znacznie bardziej we znaki niż w Warszawie tydzień temu Morelos znów chybił minimalnie. Szkoci nacierali, a piłkarze Legii nie cofnęli się zdecydowanie zbyt głęboko.

Kibice Legii odpalili race i doprowadzili do przerwania meczu co wybiło nieco Rangers z natarcia. Później pomocnicy Legii – szczególnie Andre Martins, ale i Walerian Gwilia – zaczęli holować piłkę gdy tylko ją dostawali, by łapać faule i by gra stawała się rwana. Frustrowali się piłkarze Rangers, frustrowali się kibice gospodarzy, ewidentnie czując, że przed chwilą mieli rywala na linach, że brakowało tylko ciosu.

I gdy wszyscy się szokowali do dogrywki ten cios wyprowadził jednak Morelos. Legia miała kilka minut, by odrobić straty, ale gol był jak uderzenie obuchem w głowę. Zamiast rzucić się do odrabiania strat legioniści niepotrzebnie rzucili się na rywali. Sekundy płynęły, gdy w środku pola zrobiło się zamieszanie, i zawodnicy zaczęli sobie skakać do gardeł.

Następna szansa za rok, znając polskie realia pewnie wśród zespołów walczących o puchary będzie i Legia. Czy tym razem jednak skutecznie? Trudno być optymistą.

Rangers FC – Legia Warszawa 1:0 (0:0)

Gol: Alfredo Morelos 90+2

Rangers: A. McGregor – J. Tavernier, C. Goldson, N. Katić, B. Barišić (64, J. Flanagan) – S. Arfield (72, J. Jones), R. Jack, S. Davis, J. Aribo, S. Ojo (90, G. Kamara) – A. Morelos.

Legia: R. Majecki – P. Stolarski (73, D. Nagy), I. Lewczuk, A. Jędrzejczyk, L. Rocha – M. Vsović, Cafú, André Martins, W. Gwilia, Luquinhas – S. Kulenović (56, J. Niezgoda).

Piłka nożna
Cezary Kulesza nadal prezesem PZPN. Mądry król i źli dworzanie
Piłka nożna
Cezary Kulesza będzie dalej rządził polską piłką, ale traci zaufanych ludzi. Selekcjoner do połowy lipca
Piłka nożna
Cezary Kulesza pozostanie prezesem PZPN. Delegaci wybrali jedynego kandydata
Piłka nożna
Prywatny odrzutowiec i kilkunastoosobowa służba. Jak Cristiano Ronaldo stał się multimiliarderem
Piłka nożna
Futsalowy węzeł gordyjski. UEFA rozcina go Słowenią