W ekstraklasie bez zmian. Wciąż każdy może wygrać z każdym, a różnice między najlepszymi a najsłabszymi zacierają się coraz bardziej. Jednego można być pewnym: jeśli któraś drużyna jest na fali, regularnie punktuje, łapie wiatr w żagle i wydaje się, że odjedzie rywalom, oznacza to, że kryzys się zbliża, że można się go spodziewać lada chwila.
Pogoń Szczecin pod wodzą Kosty Runjaicia zalicza się do czołówki już drugi sezon z rzędu. Legitymujący się niemieckim paszportem, urodzony w Wiedniu trener chorwackiego pochodzenia, zbudował w Szczecinie zespół grający stylowy futbol. Jak na polskie warunki Runjaić pracuje z Pogonią już bardzo długo, bo za miesiąc będzie świętował drugi rok w klubie. A jednak nawet on nie jest w stanie tak zestawić drużyny, by nie przytrafiały się jej charakterystyczne dla ekstraklasy dziwne wyniki w meczach, w których jest murowanym faworytem. Pogoń przegrała już u siebie ze znajdującą się wówczas w dołku Wisłą Płock, a teraz musiała uznać wyższość beniaminka – Rakowa Częstochowa. Zespół Marka Papszuna w Szczecinie wygrał 2:1, choć po 180 sekundach meczu przegrywał. Oczywiście dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że Raków, zanim pokonał lidera, w poprzednich dwóch kolejkach przegrywał.