– To była wyprawa na wojnę z bronią bez amunicji – opowiadał po porażce w Londynie trener Tottenhamu Jose Mourinho. Przed meczem z RB Lipsk Portugalczyk został bez dwóch najlepszych strzelców. Do kontuzjowanego Harry'ego Kane'a dołączył Heung-Min Son, który złamał rękę. Na ostatnie pół godziny na boisko wszedł wracający do zdrowia Erik Lamela, choć nie odbył z drużyną ani jednego treningu.
Tottenham przegrał 0:1, w rewanżu znów będzie musiał sobie radzić bez największych gwiazd, ale Mourinho nie traci wiary. – Mamy dwa wyjścia: pojechać do Lipska i zwyciężyć albo przegrać, ale dać z siebie wszystko – przekonuje Portugalczyk, który do stolicy Anglii został sprowadzony po to, by zespół zaczął wreszcie zdobywać trofea.
Na razie nic na to nie wskazuje. Tottenham odpadł z Pucharu Anglii, w lidze zajmuje ósme miejsce i tylko Liga Mistrzów daje nadzieję na uratowanie sezonu. Ku pokrzepieniu serc przypominany jest ubiegłoroczny cud w Amsterdamie. Wtedy też była porażka 0:1 w Londynie, potem dwie szybko stracone bramki w rewanżu i pościg zakończony wyeliminowaniem Ajaksu dzięki trafieniu w 6. minucie doliczonego czasu.
– To już przeszłość, musimy napisać nową historię – zapowiada jeden z bohaterów tamtego półfinałowego wieczoru, bramkarz Hugo Lloris. – Nie jestem zaskoczony, że RB Lipsk walczy o tytuł w Bundeslidze. Żeby awansować, trzeba rozegrać perfekcyjny mecz.
Przed jeszcze trudniejszym zadaniem stoi Valencia, która w Mediolanie została rozbita przez Atalantę 4:1. Niby zagra rewanż u siebie, ale bez pomocy publiczności. Strach przed koronawirusem jest zbyt duży. Tym bardziej że po meczu na San Siro krążyły w mediach informacje o kibicach zaniepokojonych swoim stanem zdrowia. U jednego z nich po powrocie do domu potwierdzono chorobę.