Sto lat temu powstał Ruch Chorzów

Sto lat temu, 20 kwietnia 1920 roku, powstał Ruch Chorzów. To wielki śląski klub w trybach dawnej i najnowszej historii.

Aktualizacja: 19.04.2020 20:41 Publikacja: 19.04.2020 18:44

Gerard Cieślik to legenda Ruchu, trudny wojenny los, a potem wspaniała gra dla klubu z Chorzowa i re

Gerard Cieślik to legenda Ruchu, trudny wojenny los, a potem wspaniała gra dla klubu z Chorzowa i reprezentacji. Na zdjęciu w zwycięskim dla Polski (2:1)meczu z ZSRR w roku 1957, w którym zdobył obie bramki

Foto: PAP, Zbigniew Matuszewski

Teoretycznie to nie była dobra pora na sport. Polska jeszcze lizała rany po wojnie, dopiero tworzyła zręby państwowości, walczyła z grypą hiszpanką, która zbierała żniwo większe niż dziś koronawirus. Toczyła się wojna z bolszewicką Rosją, Śląsk miał już za sobą pierwsze powstanie i szykował się do następnego.

I właśnie dlatego Komitet Plebiscytowy wystosował apel do polskich mieszkańców Górnego Śląska o zakładanie klubów sportowych. Miały rywalizować z Niemcami, ale też krzewić polskość, dbać o tradycję, a przede wszystkim prowadzić akcję agitacyjną przed czekającym mieszkańców Śląska plebiscytem w sprawie przynależności tych ziem do Polski lub Rzeszy.

To wtedy w Bytomiu powstały Polonia i Poniatowski, w Katowicach Pogoń, w Lipinach Naprzód, w Wirku Wawel, w Siemianowicach Iskra, w Świętochłowicach Śląsk. Większość tych klubów nie przeżyła, a wielkie sukcesy, odnosił tylko jeden – Ruch Chorzów.

Barwy Śląska

Założono go podczas zebrania w istniejącym wciąż budynku Miejskiego Domu Kultury w Chorzowie-Batorym. W roku 1920 to był Dom Związkowy w miejscowości Bismarchutte/Hajduki. Nazwa klubu nawiązywała do powstań, a kolor niebieski do barw Śląska. W plebiscycie członkowie Ruchu głosowali za przyłączeniem Górnego Śląska do Polski. Wielu walczyło dla tej idei w powstaniach.

Ruch był pierwszym śląskim klubem grającym w finałach mistrzostw Polski. W roku 1927 znalazł się wśród założycieli Ligi Polskiej. Grał w niej bez przerwy dłużej niż jakikolwiek inny polski klub. Spadł dopiero w sezonie 1986/1987.

Jego historia to zarazem historia Polski. Kiedy w latach 20. XX w. minął krótkotrwały okres dominacji pionierów, Cracovii i Pogoni Lwów, następna dekada należała do Ruchu. W latach 1933–1938 zdobył pięć tytułów mistrza Polski i prowadził w tabeli w niedokończonych rozgrywkach roku 1939.

To była epoka legend: Ernesta Wilimowskiego, Gerarda Wodarza, Teodora Peterka, Edmunda Giemsy. Wilimowski był wówczas być może najlepszym napastnikiem świata. Na mundialu wbił cztery bramki Brazylii. W Polsce strzelił dziesięć w ligowym meczu Ruchu z Unionem-Touring Łódź (12:1). Wodarz nie miał równych sobie na lewym skrzydle, Peterek to czołowy środkowy napastnik, a Giemsa – obrońca.

Mały łącznik

Podczas II wojny światowej większość piłkarzy Ruchu otrzymała powołania do Wehrmachtu, z którego kilku uciekło do polskiego wojska. Wilimowski dobrowolnie przeszedł na niemiecką stronę, więc po wojnie nie miał czego szukać w Polsce. Ludzki dramat, do którego doprowadziła wojna.

Wilimowski był piłkarskim wzorem dla Gerarda Cieślika. A Cieślik – jeszcze jeden zawodnik Ruchu wrzucony w tryby historii Górnego Śląska – bodaj dla wszystkich. Jako 17-letni chłopak został wcielony do Wehrmachtu, szczęśliwie przetrwał front, sowiecką niewolę i wrócił do Chorzowa.

Był najlepszym polskim piłkarzem lat 50. i pierwszym bohaterem masowej wyobraźni. Dosłownie, bo telewizja wówczas jeszcze nie transmitowała meczów. „Mały łącznik" z Chorzowa, imponujący dryblingiem, strzałami i sprytem, stał się wzorem dla wszystkich niedużych i niedożywionych chłopaków w kraju.

Zdobył serca Ślązaków, kiedy odmówił gry w Legii, został bohaterem narodowym po dwóch bramkach strzelonych Lwu Jaszynowi, które dały Polsce zwycięstwo nad Związkiem Radzieckim.

To gra Cieślika sprawiła, że kibicami Ruchu stali się m.in. profesorowie Jan Miodek i Jerzy Bralczyk, reżyser Kazimierz Kutz i premier Jerzy Buzek. Dla pisarza Wojciecha Kuczoka Ruch to już pokolenie kolejnej legendy: Krzysztofa „Gucia" Warzychy.

Między Cieślikiem a Warzychą był wielki Ruch połowy lat 70.: drużyna Zygmunta Maszczyka, Joachima Marxa, Jerzego Wyrobka, Piotra Drzewieckiego, Bronisława Buli, Mariana Ostafińskiego, Jana Benigiera... A wcześniej Antoniego Nieroby, Eugeniusza Fabera, Antoniego Piechniczka. Słowacki trener Michal Vican zrobił tyle dobrego dla Niebieskich, co Czech Jaroslav Vejvoda dla Legii.

Antoni Piechniczek – pierwszy Ślązak w roli selekcjonera reprezentacji Polski – korzystał z doświadczeń Vicana.

14 tytułów

Piechniczek urodził się w Chorzowie-Batorym, niedaleko miejsca, w którym powołano do życia Ruch. Tam, w kwadracie kilku ulic, w familokach z pomalowanymi na czerwono lub zielono framugami okien żyło kilkunastu reprezentantów Polski, w większości graczy Ruchu.

Przez lata trzymali się razem, jak przykładna rodzina. Piłkarzowi spoza Śląska trudno się było tam zaaklimatyzować. Cudzoziemców prawie w Ruchu nie było.

Zespół z Chorzowa zdobył 14 tytułów mistrza Polski. Tyle co Górnik, o jeden więcej od Legii i Wisły. Ostatni raz w roku 1989, kiedy już kończył się PRL, a wraz z nim wielkie huty i kopalnie socjalizmu. Huta Batory, finansująca klub od początku lat 30., też nie wytrzymała.

Trenerami Ruchu w tych latach byli dwaj przyjaciele, reprezentanci Polski i synowie świetnych piłkarzy: Jerzy Wyrobek, syn bramkarza Ryszarda zwanego Pingolem, i Henryk Wieczorek, syn Teodora, czyli Teo, który jako trener też doprowadził Niebieskich do mistrzostwa. To w tej drużynie z 1989 roku na obronie grał Waldemar Fornalik.

W niebycie

Ulica Cicha – kawiarnia klubowa pod starą trybuną z lat 30. ubiegłego wieku – to jedno z kultowych, oryginalnych miejsc polskiego futbolu. Tam odbywały się oficjalne spotkania, klubowe wigilie, obiadami podejmowano delegatów UEFA. Gościli na Cichej wszyscy najważniejsi ludzie polskiej piłki. I nie tylko polskiej. Tam Gerard Cieślik częstował żubrówką Portugalczyka Eusebio. Ze ścian patrzyły trofea zdobywane przez dziesięciolecia. Goście wychodzili na trybunę i najpierw ich wzrok przykuwał szczególny zabytek: zegar Omega z 1939 roku, którego duża wskazówka odliczała 45 minut każdej połowy.

Ruch, zdany na łaskę działaczy i biznesmenów nowych czasów, trafiał raz lepiej (prezes Zbigniew Noras, wsparcie prezydent Chorzowa Barbary Blidy), raz gorzej (długa lista niefortunnych właścicieli i prezesów). Jako jedyny klub ligowy w Polsce nosił na koszulce logo Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i płacił z tego tytułu pieniądze na fundację.

Aż znalazł się w niebycie. Dziś występuje w III lidze, czyli na czwartym poziomie rozgrywek. Ale jeśli myśli się o największych polskich klubach, które zapisały się w pamięci nie tylko z powodu tytułów i pucharów, to Ruch Chorzów staje przed oczami jako jeden z pierwszych. Bez względu na to, gdzie jest dziś.

Teoretycznie to nie była dobra pora na sport. Polska jeszcze lizała rany po wojnie, dopiero tworzyła zręby państwowości, walczyła z grypą hiszpanką, która zbierała żniwo większe niż dziś koronawirus. Toczyła się wojna z bolszewicką Rosją, Śląsk miał już za sobą pierwsze powstanie i szykował się do następnego.

I właśnie dlatego Komitet Plebiscytowy wystosował apel do polskich mieszkańców Górnego Śląska o zakładanie klubów sportowych. Miały rywalizować z Niemcami, ale też krzewić polskość, dbać o tradycję, a przede wszystkim prowadzić akcję agitacyjną przed czekającym mieszkańców Śląska plebiscytem w sprawie przynależności tych ziem do Polski lub Rzeszy.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Jak Borussia Dortmund zagrała na nosie krezusom z Paryża i zadziwiła Europę
Piłka nożna
PSG rozbiło się o żółty mur. Borussia Dortmund w finale Ligi Mistrzów
Piłka nożna
Dawid Szwarga odejdzie z Rakowa. Czy do Częstochowy wróci Marek Papszun?
Piłka nożna
Manchester United bije niechlubne rekordy. Na Old Trafford może nie być europejskich pucharów
Piłka nożna
Półfinały Ligi Mistrzów. Paryż chce się dobrze bawić