Tradycja zobowiązuje – taki tytuł widniał na okładce piątkowego Ligowego Weekendu w Przeglądzie Sportowym. Bo Górnik Zabrze od dłuższego czasu potęgą już nie jest, to historia jest jasna: oba zespoły zdobyły po 28 tytułów mistrza Polski. A że przed tą kolejką Legia znów była na pozycji lidera, a zespół Marcina Brosza na czwartym miejscu, to można było liczyć na dużą dawkę emocji. Te rozpoczął już na początku Bartosz Kapustka. Pomocnik Legii udowadnia w tym roku, że powrót do ekstraklasy był dobrym pomysłem, coraz lepiej pokazuje się nowemu selekcjonerowi Paulo Sousie. I jeśli Portugalczyk faktycznie zmieni ustawienie kadry na system z trzema obrońcami i wahadłowymi, to szanse Kapustki na powołanie się zwiększają – mistrzowie Polski od kilku kolejek grają właśnie tym ustawieniem. Przed tygodniem spisali się w nim wyśmienicie. Mimo że na boisku nie było najlepszego strzelca Tomasa Pehkarta, to wygrali z Wisłą Płock aż 5:2.

Początek spotkania w Zabrzu wskazywał na to, że i tym razem może być podobnie. Już w 4. minucie Josip Juranović zagrał w pole karne, gdzie Kapustka wślizgiem pokonał wychodzącego z bramki Martina Chudego. Sześć minut później 14-krotny reprezentant Polski mógł podwyższyć na 2:0. Dostał podanie od Luquinhasa, wbiegł w pole karne, uderzył, ale tym razem jego strzał obronił golkiper gospodarzy - relacjonuje Onet.

Luquinhas miał w tym meczu naprawdę trudne życie – był często faulowany przez piłkarzy Górnika, sędzia pokazał za faule na nim trzy żółte kartki piłkarzom Górnika. Arbiter wyciągnął kartonik też w 45. minucie, kiedy Artur Jędrzejczyk faulował w polu karnym Jesusa Jimeneza – jednego z lepszych zawodników w tym spotkaniu. I to też on sam podszedł do ustawionej na 11. metrze piłki i pokonał Artura Boruca. Trener gości Czesław Michniewicz miał kwadrans, by zastanowić się, jak odzyskać prowadzenie.

W drugiej połowie goście nie prezentowali się już tak pewnie, ale to oni przeprowadzili tę decydującą akcję. I znów rozpoczął ją Luquinhas – tym razem piłkarze Górnika nie zdołali go powalić. Brazylijczyk podał do wprowadzonego po przerwie Kacpra Kostorza – 21 latka, dla którego był to dopiero piąty występ w ekstraklasie. Mógł mieć nadzieję, że pojawi się na boisku, w meczu z Wisłą Płock Czesław Michniewicz posłał go na boisko w 77 minucie, wtedy młody piłkarz zakończył mecz z asystą. W sobotę wszedł na murawę już w 55. minucie i to on okazał się głównym bohaterem końcówki tego spotkania. Wbiegł z piłką w pole karne, minął obrońcę Górnika i pewnym strzałem pokonał Chudego. Legia umocniła się na pozycji lidera i choć nie wygrała w tak przekonującym stylu, jak przed tygodniem, to i tak może mieć dużą satysfakcje, że pokonała rywala, z którym nigdy nie gra się jej łatwo.

Górnik Zabrze - Legia Warszawa 1:2 (1:1)