Słyszę i czytam, że derby Krakowa rozczarowały nie tylko z powodu braku bramek, ale przede wszystkim niskiego poziomu. Mnie nie rozczarowały. Obydwa kluby są na etapie zmagania się z własnymi rozmaitymi problemami, pozycja Cracovii i Wisły w dole tabeli nie jest przypadkiem. Oczekiwanie od kogoś przeciętnego, że nagle wzbije się na poziom Premier League tylko dlatego, że to najważniejszy mecz roku w Krakowie wydaje się nieco naiwne.
Tym bardziej, że w obydwu drużynach nie ma zbyt wielu zawodników, po których ustawiałyby się kolejki chętnych. A jeśli już jest ktoś taki jak Jakub Błaszczykowski, to trener trzyma go na ławce do 86. minuty. W poprzedniej kolejce Peter Hyballa wpuścił Kubę na boisko w Lubinie w 87. minucie, kiedy mecz był już przegrany 1:4. Chciał mu coś pokazać?
Nie ulega wątpliwości, że to Hyballi ktoś coś pokaże po zakończeniu sezonu i będą to drzwi. Zrobi to m.in. Błaszczykowski nie dlatego, że weźmie odwet (on wie, że ma siły na więcej niż cztery minuty, a przeżywa tę upokarzającą sytuację z klasą), tylko że Hyballa okazał się zupełnie innym typem trenera niż się spodziewano. W dodatku jego konstrukcja psychiczna jest jeszcze niezbadana. Wisła po czterech porażkach z rzędu zdobyła wreszcie punkt. Ale bramki z akcji nie może strzelić już w pięciu meczach z kolei.
Niespodzianką kolejki jest zwycięstwo Stali nad Pogonią. Szczecinianie mieli dużą przewagę, z której nic nie wynikało. Stal grała mądrze, ofiarnie, wręcz heroicznie i wygrała zasłużenie. Mogła strzelić nawet więcej goli. A 22-letni bramkarz Rafał Strączek bronił w beznadziejnych sytuacjach.
Wisła Płock wygrała w Zabrzu. Górnik rozegrał najsłabszy mecz w sezonie. Jeszcze raz okazało się, że ktoś taki jak Mateusz Szwoch to jest dla drużyny skarb. To jeden z najbardziej klasowych dziś piłkarzy w ekstraklasie.