Nadzieja, że Polska może awansować już w środę oznaczała liczenie na cud i taki się nie zdarzył. Ani w Kazachstanie, choć Portugalczycy czekali na pierwszą bramkę aż do 82. minuty, ani w Azerbejdżanie, gdzie Serbowie już po pierwszej połowie prowadzili 4:1. To oznacza, że jeśli Polacy mają się cieszyć z awansu już po najbliższej kolejce, muszą 17 listopada pokonać Belgów albo przynajmniej zdobyć tyle samo punktów co grające tego samego dnia Portugalia (z Armenią) i Serbia (z Kazachstanem).
Z Ałma-Aty, ostatniego przystanku w długiej podróży po Azji, Portugalczycy zabrali dwa gole, trzy punkty, awansowali na drugie miejsce w grupie, ale i tak tego wieczoru nie będą wspominali miło. Czekanie na pierwszą bramkę przeciągało się w nieskończoność. Portugalia miała dużą przewagę i jeszcze większe kłopoty z jej wykorzystaniem. Jak reagował na to siedzący na trybunach Luiz Felipe Scolari, portugalskie gazety nie piszą, ale dyrektor sportowy Carlos Godinho zachowywał się na ławce rezerwowych na tyle źle, że sędzia musiał go z niej wyrzucić.
Nastroje się zmieniły, gdy zastępujący Scolariego Flavio Teixeira wpuścił na boisko Naniego i Arizę Makukulę. W 82. minucie debiutujący w reprezentacji Makukula, piłkarz Maritimo Funchal uderzył piłkę głową po dośrodkowaniu Ricardo Quaresmy. Drugą bramkę strzelił Cristiano Ronaldo po podaniu Naniego, Dmitrij Biakow zdążył jeszcze zdobyć gola na 1:2, ale to było w czwartej minucie doliczonego czasu, gdy nikt już go nie pilnował. „Jeden finał za nami - pisze „Record” - zostały jeszcze dwa”. To samo powtarzają sobie Serbowie, ale oni muszą też liczyć na potknięcie Polaków. Dlatego bardziej od własnych popisów strzeleckich w Azerbejdżanie mogło ich ucieszyć to, że Belgom wciąż zależy na zwycięstwach. Najbliżsi rywale Polaków nie potrafili strzelić gola Armenii przez godzinę, ale gdy już nabrali rozpędu, grali pięknie.
? Kazachstan - Portugalia 1:2
Bramki: dla Kazachstanu: D. Biakow 90+4;