– Dobijcie ich, przecież wiecie, jak ich nienawidzimy – apelowali kibice w Internecie do piłkarzy Arsenalu. Dobić Liverpool wydawało się łatwo, bo piłkarze Rafaela Beniteza po ostatniej środzie, kiedy przegrali z Besiktasem w Lidze Mistrzów i zachowali tylko teoretyczne szanse na wyjście z grupy, wydawali się kompletnie rozbici.
Arsenal grał nie tylko o kolejne trzy ligowe punkty, ale też o 13. z rzędu zwycięstwo i potwierdzenie, że opinia o drużynie z Londynu, jako grającej najpiękniejszy futbol w Europie, jest zasłużona.
Według brytyjskich mediów piłkarze Arsene’a Wengera zawstydzili Liverpool, jednak wygrać nie zdołali. „Gol Cesca Fabregasa na dziesięć minut przed końcem dał Arsenalowi tylko jeden punkt. Taki wynik w meczu z żałośnie grającym rywalem musi być traktowany, jako porażka” – napisał „Guardian”.
Do gry wraca Chelsea Londyn. Miłość piłkarzy do zdymisjonowanego Jose Mourinho jest może wielka, ale na pewno nie aż tak jak miłość do pieniędzy wypłacanych co tydzień przez Romana Abramowicza. W wygranym 6:0 meczu z Manchesterem City dwa gole strzelił Didier Drogba, którego zachowanie po dymisji Mourinho określano jako furię. Udział w trzech bramkach miał też Frank Lampard, jeden z najbardziej zaufanych piłkarzy portugalskiego trenera.
Pogrom prowadzonego przez Svena Gorana Erikssona Manchesteru Abramowicz określił jako prawdziwy początek nowej drużyny. – Tak jak do tej pory robiliśmy krok po kroku, by odzyskać blask, teraz zrobiliśmy dwa kroki naraz – cieszył się Avram Grant. Izraelski trener poprowadził Chelsea do piątego zwycięstwa z rzędu. Żadna z drużyn, które trenował Eriksson, nigdy nie przegrała tak wysoko.