Liga Narodów to rozgrywki stworzone przez Europejską Unię Piłkarską (UEFA), które miały być „wielkim krokiem dla wszystkich drużyn narodowych na Starym Kontynencie”. Chodziło o likwidację meczów towarzyskich, podniesienie rangi rywalizacji reprezentacyjnej i zgarnięcie jeszcze większych pieniędzy od nadawców telewizyjnych. Pierwsza edycja pokazała, że się udało.
Nowy turniej odbywa się jesienią, co dwa lata, zawsze w roku wielkiej piłkarskiej imprezy. Rywalizacja drużyn narodowych toczy się w grupach, gdzie najlepsi walczą z najlepszymi, a najsłabsi z najsłabszymi. Są awanse, spadki oraz możliwość zapewnienia sobie prawa gry o udział w mistrzostwach świata lub Europy w barażach.
W pierwszej edycja zagrało 55 drużyn podzielonych na cztery dywizje: A (12 ekip), B (12), C (15) i D (16). Drużyny w 3- lub 4-zespołowych grupach rywalizowały systemem każdy z każdym. Najlepsze awansowały, najsłabsze - spadały. Wyjątkiem była oczywiście najwyższa klasa rozgrywkowa - tam zwycięzcy grup dostali się do turnieju finałowego, gdzie walczyli o prestiż oraz duże pieniądze.
Pula nagród dla uczestników pierwszej edycji wyniosła 112,9 mln euro. Początkowo mała być niższa, ale UEFA podniosła wypłaty jeszcze przed startem rozgrywek. Pierwszą premię federacje dostawały za sam udział, jako „wypłatę solidarnościową” - odpowiednio 2,25 mln, 1,5 mln, 1,125 mln i 0,75 mln euro, w zależności od dywizji. Nagrodę równą premii początkowej dostali też zwycięzcy grupy. Premie za turniej finałowy były już wyższe: 6 mln, 4,5 mln, 3,5 mln oraz 2,5 mln euro. Łatwo policzyć, że Portugalczycy - pokonali w decydującym meczu Anglików 1:0 - za sześć meczów w Lidze Narodów zarobili 10,5 mln euro. Plus pieniądze ze sprzedaży biletów i ewentualne premie sponsorskie.
Tylko udział
Polacy z boiska podnieśli stawkę minimalną, za sam udział. Nasz zespół, dzięki świetnym wynikom osiąganym w poprzednich latach przez drużynę Adama Nawałki, trafił do najwyższej dywizji. Los przydzielił im tam Portugalczyków (2:3, 1:1) oraz Włochów (1:1, 0:1). Federacja zarobiła pieniądze, a nowy selekcjoner Jerzy Brzęczek mógł sprawdzić drużynę w meczach z rywalami, na których w regularnych meczach towarzyskich raczej nie miał prawa liczyć.