Liga Narodów: Niemcom na ratunek

2,25 mln euro zarobi Polski Związek Piłki Nożnej za udział reprezentacji w Lidze Narodów. Jeszcze większe pieniądze kadra może podnieść z boiska.

Publikacja: 08.03.2020 13:01

Liga Narodów: Niemcom na ratunek

Foto: Adobe stock

Liga Narodów to rozgrywki stworzone przez Europejską Unię Piłkarską (UEFA), które miały być „wielkim krokiem dla wszystkich drużyn narodowych na Starym Kontynencie”. Chodziło o likwidację meczów towarzyskich, podniesienie rangi rywalizacji reprezentacyjnej i zgarnięcie jeszcze większych pieniędzy od nadawców telewizyjnych. Pierwsza edycja pokazała, że się udało.

Nowy turniej odbywa się jesienią, co dwa lata, zawsze w roku wielkiej piłkarskiej imprezy. Rywalizacja drużyn narodowych toczy się w grupach, gdzie najlepsi walczą z najlepszymi, a najsłabsi z najsłabszymi. Są awanse, spadki oraz możliwość zapewnienia sobie prawa gry o udział w mistrzostwach świata lub Europy w barażach. 

W pierwszej edycja zagrało 55 drużyn podzielonych na cztery dywizje: A (12 ekip), B (12), C (15) i D (16).  Drużyny w 3- lub 4-zespołowych grupach rywalizowały systemem każdy z każdym. Najlepsze awansowały, najsłabsze - spadały. Wyjątkiem była oczywiście najwyższa klasa rozgrywkowa - tam zwycięzcy grup dostali się do turnieju finałowego, gdzie walczyli o prestiż oraz duże pieniądze.

Pula nagród dla uczestników pierwszej edycji wyniosła 112,9 mln euro. Początkowo mała być niższa, ale UEFA podniosła wypłaty jeszcze przed startem rozgrywek. Pierwszą premię federacje dostawały za sam udział, jako „wypłatę solidarnościową” - odpowiednio 2,25 mln, 1,5 mln, 1,125 mln i 0,75 mln euro, w zależności od dywizji. Nagrodę równą premii początkowej dostali też zwycięzcy grupy. Premie za turniej finałowy były już wyższe: 6 mln, 4,5 mln, 3,5 mln oraz 2,5 mln euro. Łatwo policzyć, że Portugalczycy - pokonali w decydującym meczu Anglików 1:0 - za sześć meczów w Lidze Narodów zarobili 10,5 mln euro. Plus pieniądze ze sprzedaży biletów i ewentualne premie sponsorskie.

Tylko udział

Polacy z boiska podnieśli stawkę minimalną, za sam udział. Nasz zespół, dzięki świetnym wynikom osiąganym w poprzednich latach przez drużynę Adama Nawałki, trafił do najwyższej dywizji. Los przydzielił im tam Portugalczyków (2:3, 1:1) oraz Włochów (1:1, 0:1). Federacja zarobiła pieniądze, a nowy selekcjoner Jerzy Brzęczek mógł sprawdzić drużynę w meczach z rywalami, na których w regularnych meczach towarzyskich raczej nie miał prawa liczyć.

Polacy nie zachwycili, zdobyli skromne dwa punkty i powinni spaść, ale UEFA postanowiła zmienić reguły gry - według złośliwych głównie po to, aby przed degradacją uchronić wicemistrzów świata Chorwatów oraz Niemców, za którymi stoi ogromny rynek telewizyjny. - Dla nich granie w Grupie B to krach i marazm finansowy oraz sponsorski - mówił na antenie Polsatu Sport prezes PZPN-u Zbigniew Boniek sugerując, że format kolejnej edycji rozgrywek wcale nie jest przesądzony.

Miał rację, we wrześniu 2019 roku UEFA poinformowała o zmianach. Druga edycja Ligi Narodów, która odbędzie się jesienią tego roku, także obejmie 55 drużyn podzielonych na cztery dywizje, ale ta najwyższa będzie szersza. W elicie zagra szesnaście drużyn, systemem „mecz i rewanż”. Dzięki temu każdy zespół rozegra nie cztery, a sześć spotkań. Nowy system teoretycznie ma być bardziej sprawiedliwy i podnieść emocje, bo poprzednio zdarzyło się, że w kilku grupach już przed ostatnią kolejką sytuacja była przesądzona.

Nowe przepisy uratowały Polaków, którzy ponownie zagrają z najlepszymi. Jesienią drużyna Brzęczka - jeśli po Euro wciąż będzie on selekcjonerem - stawi czoła Holendrom (4 września, 17 listopada), Włochom (8 października, 14 listopada) oraz Bośniakom (7 września 11 października). Zwycięstwo w grupie da naszej drużynie awans do turnieju finałowego, ostatnie miejsce oznacza spadek - tu nic się nie zmieniło. Degradacja sportowa byłaby dotkliwa, bo najmocniejsi rywale, z jakimi mógłby grać nasz zespół w Dywizji B, to Rosjanie, Austriacy, Walijczycy oraz Czesi.

- Nie chcieliśmy na was wpaść - mówił przed kamerami TVP Sport trener Holendrów Ronald Koeman. Jak na szkoleniowca uzbrojonego w prawdopodobnie najlepszy duet stoperów na świecie (Matthijs de Ligt, Virgil van Dijk) oraz rozgrywających Liverpoolu (Georginio Wijnaldum) i Barcelony (Frenkie de Jong) to słowa pachnące urzędową kurtuazją. Pomarańczowi są jednym z faworytów Euro 2020. Podobnie jak Włosi, którzy po zmianie trenera i przebudowanie zespołu przez eliminacje turnieju przeszli z kompletem zwycięstw i bilansem bramkowym 37:4.

Ostatni rywal Polaków to Bośniacy, którzy pierwszą edycję Ligi Narodów wygrali podwójnie - awansowali do elity i zapewnili sobie udział w barażach o mistrzostwa Europy. Możliwe, że w tym roku stawimy im czoło aż trzy razy. Wystarczy, że zespół Edina Dżeko i Miralema Pjanicia pokona Irlandię Północną oraz lepszego z meczu Słowacja - Irlandia. 

Najwyższe premie

Właśnie ten element Ligi Narodów budzi największe kontrowersje. Udział w tegorocznych mistrzostwach Europy, dzięki zajęciu pierwszego lub drugiego miejsca w grupie eliminacyjnej, ma już dwadzieścia drużyn. Czterech pozostałych uczestników turnieju finałowego wyłonią baraże, do których drogą była właśnie Liga Narodów. UEFA na podstawie jej wyników stworzyła cztery ścieżki kwalifikacyjne - po cztery zespoły każda. Drużyny te rozegrają półfinały oraz finał, którego zwycięzca pojedzie na Euro 2020.

Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że każda ścieżka kwalifikacyjna jest przeznaczona dla drużyn z innej dywizji. Miejsce z urzędu mają w niej zwycięzcy grup Ligi Narodów, którzy nie wywalczyli sobie awansu na mistrzostwa Europy w regularnych kwalifikacjach. Dzięki temu Euro 2020 zagra na przykład ktoś z kwartetu: Gruzja, Macedonia Północna, Kosowo, Białoruś. To wszystko drużyny z dolnej europejskiej półki, które wykorzystały szanse i wygrały swoje grupy w Dywizji D.

Białorusini, jeśli pierwszy raz w historii przedrą się do turnieju finałowego, dokonają tego dzięki pokonaniu Luksemburga, Mołdawii, San Marino, Gruzji i kogoś z pary Macedonia Północna - Kosowo. Nigdy o kwalifikację do mistrzostw Europy nie było łatwiej. Polacy, nawet przegrywając wszystkie mecze Ligi Narodów i zajmując ostatnie miejsce w grupie eliminacyjnej, i tak wystąpiliby w barażach, bo z dwunastu członków Dywizji A tradycyjną drogą awans do Euro 2020 uzyskało jedenastu.

Ci najsłabsi naprawdę mają o co w Lidze Narodów grać. Sam udział w finałach Euro to duże pieniądze, uczestnicy już na starcie dostaną od UEFA 9,25 mln euro. Zwycięstwo w fazie grupowej warte jest 1,5 mln euro, remis - połowę tej kwoty. Awans do 1/8 finału daje kolejne 2 mln, ćwierćfinału - 3,25 mln, półfinału - 5 mln euro. Wygrana w finale to 10 mln, a porażka - 7 mln euro. Federacja, której kadra wygra turniej, może zarobić nawet 38 mln euro. Nigdy w dziejach mistrzostw Europy premie nie były tak wysokie.

 

Liga Narodów to rozgrywki stworzone przez Europejską Unię Piłkarską (UEFA), które miały być „wielkim krokiem dla wszystkich drużyn narodowych na Starym Kontynencie”. Chodziło o likwidację meczów towarzyskich, podniesienie rangi rywalizacji reprezentacyjnej i zgarnięcie jeszcze większych pieniędzy od nadawców telewizyjnych. Pierwsza edycja pokazała, że się udało.

Nowy turniej odbywa się jesienią, co dwa lata, zawsze w roku wielkiej piłkarskiej imprezy. Rywalizacja drużyn narodowych toczy się w grupach, gdzie najlepsi walczą z najlepszymi, a najsłabsi z najsłabszymi. Są awanse, spadki oraz możliwość zapewnienia sobie prawa gry o udział w mistrzostwach świata lub Europy w barażach. 

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Paul Pogba nie brał celowo dopingu. Kiedy i gdzie wróci do gry?
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Piłka nożna
Cristiano Ronaldo – piłkarz z miliardem wyznawców
Piłka nożna
Robert Lewandowski zainwestował w osiedle dla olimpijczyków. Znamy lokalizację i ceny
Piłka nożna
Przypadek Kyliana Mbappe. Real Madryt ważniejszy niż reprezentacja
Piłka nożna
Robert Lewandowski wiecznie młody. Czy znów będzie robił dobrą minę do złej gry?