Chelsea z Aston Villą grać nie lubi i nie potrafi. We wrześniu zawodnicy prowadzeni jeszcze przez Jose Mourinho przegrali w Birmingham 0:2 i przez chwilę na taki sam wynik zanosiło się na Stamford Bridge.
W bramce drużyny z Londynu stanął Petr Cech, który w poprzedniej kolejce tak mocno stłukł sobie biodro, że na boisko miał wrócić dopiero w nowym roku. Ponieważ jednak drugi bramkarz Carlo Cudicini zmaga się z kontuzją żeber i trener Avram Grant byłby zmuszony postawić na niedoświadczonego Hilario, lekarze Chelsea zrobili wszystko, by postawić Cecha na nogi. Cudownie uzdrowiony bramkarz grał jednak bardzo słabo, przy drugim golu dla gości sam wrzucił piłkę do bramki.
W Chelsea, która nie przegrała na własnym boisku od 71 spotkań, wyróżniło się dwóch piłkarzy, na których wydano olbrzymie pieniądze, a którzy dotychczas zawodzili. Dwie bramki zdobył Andrij Szewczenko, a Michael Ballack, który zagrał pierwszy raz od kwietnia – jedną, na dwie minuty przed końcem.
Obie drużyny grały już wtedy w osłabieniu o jednego piłkarza. Chelsea podniosła się z kolan i prowadziła 4:3, jednak w doliczonym czasie gry Ashley Cole ręką zatrzymał piłkę na linii bramkowej. Efekt? Czerwona kartka numer trzy, bramka numer osiem i wściekłość Granta, który przed meczem zapowiadał pogoń za Arsenalem i Manchesterem, a musiał się zadowolić remisem.
Manchester United bez trudu wygrał z Sunderlandem 4:0, a Tomasz Kuszczak nudził się w bramce niemal przez całe 90 minut. Arsenal zremisował na wyjeździe z Portsmouth 0:0 i stracił prowadzenie w tabeli na rzecz piłkarzy Aleksa Fergusona. Liverpool z Derby wygrał tak, jak lubi najbardziej – po golu strzelonym przez Stevena Gerrarda w ostatniej minucie.