Mistrzostwo dla Wisły to tylko formalność, bo drużyna z Krakowa już rundę jesienną kończyła z taką przewagą nad rywalami, że tylko kataklizm mógł ją zepchnąć z pierwszego miejsca w tabeli. Teraz ma 14 punktów więcej od Legii.
Do Białegostoku nie pojedzie Paweł Brożek, lider klasyfikacji strzelców, który na sobotę zaplanował ślub. Trener Skorża przyjął to do wiadomości, ale nie pochwalił decyzji zawodnika. Wisła z Jagiellonią powinna sobie poradzić i bez swojego najlepszego strzelca, przed trudniejszym zadaniem staje natomiast Legia. Na Łazienkowską przyjeżdża Lech – skuteczny ostatnio i w ataku, i w obronie. Zespół z Poznania ma dobrą serię: trzy zwycięstwa, siedem zdobytych i żadnej straconej bramki, jednak w Warszawie nie wygrał od 10 maja 1995 roku, kiedy to zwycięskiego gola strzelił wówczas młody, zdolny Jacek Dembiński. O wygraniu z Legią na jej stadionie najbardziej marzy kapitan Piotr Reiss, który, jeśli zagra, będzie miał na koncie 300. występ w pierwszej lidze.
Mecz chce oglądać Leo Beenhakker, a ponieważ w poniedziałek Roger Guerreiro ma wreszcie otrzymać polski paszport, a w środę selekcjoner planuje ogłoszenie 30 nazwisk piłkarzy, spośród których wybierze kadrę na Euro, dyspozycja Brazylijczyka będzie miała decydujące znaczenie.
Olbrzymie znaczenie dla obu drużyn ma wynik dzisiejszych derbów Łodzi. Widzew – już zdegradowany za korupcję – walczy o to, żeby nie spaść od razu do trzeciej ligi, a nad strefą spadkową ma tylko trzy punkty przewagi. ŁKS, ciągle w cieniu podejrzeń o ustawienie meczu z Zagłębiem Sosnowiec kilka tygodni temu, punktów ma tyle samo, co znajdująca się na spadkowym 15. miejscu Polonia Bytom.
Spotkanie obejrzy 10 tysięcy kibiców, którzy atmosferę takiego meczu powinni zapamiętać, bo wątpliwe, by Łódź pierwszoligowe derby znów miała w najbliższym czasie. ŁKS nie potrafi wygrać z Widzewem od ponad dziesięciu lat i jeśli tak samo będzie i tym razem, drużyna Marka Zuba, pociągnie o ligę niżej rywali zza miedzy.