Musiałem przerwać zjazd

Prezes PZPN o politykach, błędach w przygotowaniu zjazdu oraz najbliższej przyszłości związku

Aktualizacja: 16.04.2008 05:00 Publikacja: 15.04.2008 20:31

Michał Listkiewicz

Michał Listkiewicz

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Podobno wicepremier Grzegorz Schetyna zmusił pana do dymisji. To dobrze, że politycy mieszają się do sportu?

Michał Listkiewicz: Premier Schetyna do niczego mnie nie zmuszał. Nie widzieliśmy się od poprzedniego zjazdu, w lutym. Następnego dnia przyjął mnie, Grigorija Surkisa i ministra Mirosława Drzewieckiego. Surkis powiedział wówczas, że powinienem pełnić funkcję prezesa do mistrzostw Europy, premier Schetyna kiwał głową, ale nie wiem, co myślał, bo nic nie powiedział. Rozmowa była zresztą bardzo sympatyczna. Co do mieszania się polityków, to odpowiem tak – jeśli ma to pomóc, to taka ingerencja jest wskazana. Jeśli natomiast robi się to za pomocą niedopuszczalnych metod, to jestem przeciwny.

Rozumiem, że ma pan na myśli działania ministra Tomasza Lipca.

Od prezydenta Kaczyńskiego usłyszałem już, że jestem poza podejrzeniem

Jako przykład negatywny. Teraz zaskoczyły mnie słowa pani Elżbiety Jakubiak. Jeśli była minister sportu, dziś przewodnicząca Sejmowej Komisji Sportu i Turystyki, wzywa do rozliczenia się z PZPN choćby i środkami pozaprawnymi, to nie wiem, czego się spodziewać. Może ktoś przyjdzie na Miodową i da mi kijem bejsbolowym w głowę, a potem zostanie rozgrzeszony, bo działał w dobrej wierze. Niektórzy politycy w tej nagonce na PZPN tracą umiar i zdrowy rozsądek.

Ale zasłużyliście na takie traktowanie.

Na takie nie. Nic tak nie połączyło partii jak nienawiść do PZPN. Powstał z tej okazji PO-PiS i nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie to, że używa się przy tej okazji populistycznych haseł. Jakoś z ministrem Drzewieckim potrafiliśmy się porozumieć, bo on wie, na czym polegają procedury. Nie można z dnia na dzień podać się do dymisji, zwłaszcza teraz, kiedy zbliżają się mistrzostwa w Austrii i trzeba przygotowywać następne, u nas. Poza tym ja już od prezydenta Lecha Kaczyńskiego usłyszałem, że jestem poza podejrzeniem, a minister Zbigniew Ćwiąkalski teraz to potwierdził.

Ale pan jest prezesem, na którym ciąży grzech zaniechania.

I biję się w piersi. Skoro naganne zjawiska nabrały przyśpieszenia, zwołaliśmy nowy zjazd w maksymalnie szybkim terminie. Nawet na granicy ryzyka, czyli 14 września. Taką decyzję podjął nie tylko PZPN, ale i czterostronna komisja powołana w lutym ubiegłego roku. W jej skład wchodzi profesor Michał Kleiber jako przedstawiciel prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jerome Champagne – wytypowany przez prezydenta Seppa Blattera, Grigorij Surkis reprezentujący prezydenta Michela Platiniego i Marcin Wojcieszak w imieniu polskiego rządu. Jego zastąpi wkrótce Adam Giersz, były minister sportu. To oni pilnują procedur. Profesor Kleiber powiedział jasno, że termin 14 września jest nieodwołalny.

Na czym polega „granica ryzyka”?

Właśnie na procedurach. Delegatów trzeba wybrać do 14 czerwca, do tego czasu muszą się odbyć wybory w wojewódzkich związkach, a na to trzeba czasu.

Tylko pan powiedział, że nie będzie ponownie kandydował. Czy apelował pan o to samo do członków zarządu?

Nie i nie mógłbym tego zrobić. Ja jestem w innej sytuacji, w przypadku zarządu nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Kto czuje, że jest potrzebny piłce, i pracuje na jej rzecz uczciwie, może starać się o ponowny wybór. Pozostawiam to sumieniom delegatów. A takich oddanych ludzi było wielu. Dlaczego na przykład ma rezygnować z działalności w futbolu ktoś taki jak prezes okręgu lubuskiego Romuald Jankowiak, który zrobił wiele dla tamtego regionu. Minister Drzewiecki też powiedział, że chętnie widziałby w następnym zarządzie Antoniego Piechniczka, Grzegorza Latę, Jerzego Engela czy Ryszarda Niemca.

Czyli może się zdarzyć, że nowy zarząd nie będzie się wiele różnił od tego, który podał się do dymisji.

Niekoniecznie. Słyszę już głosy młodych delegatów w okręgach, że przyszedł wreszcie czas na zmiany pokoleniowe. Decyzje są w ich rękach.

Związek nie był w stanie przedstawić własnego projektu walki z korupcją. Na zjeździe, który mogliście zakończyć z twarzą...

To był nasz błąd. Uznaliśmy, że to, co robi Wydział Dyscypliny PZPN, to jest właśnie działanie odpowiednie do sytuacji. Współpraca z prokuraturą, karanie klubów na bieżąco, dyskusje o kształcie ligi w nowym sezonie. Ale powinniśmy o tym powiedzieć wprost, a nikt tego nie zrobił. W tej sytuacji mówiono tylko o projekcie Ekstraklasy i kilku okręgów, zgłoszonym przez Zbigniewa Lewickiego, pełnym wad prawnych. Musiałem doprowadzić do przerwania zjazdu, bo gdyby ten projekt przeszedł, PZPN zostałby narażony na sankcje ze strony instytucji, z którymi łączą nas umowy. Takimi choćby jak Ekstraklasa SA i Canal+.

Co wobec tego PZPN przedstawi na zjeździe 11 maja?

Projekt opracowywany przez dwóch wiceprezesów – Eugeniusza Kolatora i Jerzego Engela – oraz prawników Andrzeja Wacha i Jacka Kryszczuka. Będzie dotyczył zasad karania za korupcję oraz organizacji pierwszej i drugiej ligi. Projekt trafi wcześniej do delegatów. Będzie przedmiotem dyskusji tak samo, jak dwie dotychczasowe propozycje.

Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Czy opuści El Clasico?
Piłka nożna
Czy Carlo Ancelotti opuści Real Madryt i poprowadzi reprezentację Brazylii
Piłka nożna
Ekstraklasa czekała na taki przełom w Europie. Nie wolno tego zepsuć
Piłka nożna
Liga Konferencji. Legia pokonała Chelsea, miła niespodzianka w Londynie
Piłka nożna
Liga Konferencji. Jagiellonia się nie poddała, Betis krok od finału we Wrocławiu