Rz: Podobno wicepremier Grzegorz Schetyna zmusił pana do dymisji. To dobrze, że politycy mieszają się do sportu?
Michał Listkiewicz: Premier Schetyna do niczego mnie nie zmuszał. Nie widzieliśmy się od poprzedniego zjazdu, w lutym. Następnego dnia przyjął mnie, Grigorija Surkisa i ministra Mirosława Drzewieckiego. Surkis powiedział wówczas, że powinienem pełnić funkcję prezesa do mistrzostw Europy, premier Schetyna kiwał głową, ale nie wiem, co myślał, bo nic nie powiedział. Rozmowa była zresztą bardzo sympatyczna. Co do mieszania się polityków, to odpowiem tak – jeśli ma to pomóc, to taka ingerencja jest wskazana. Jeśli natomiast robi się to za pomocą niedopuszczalnych metod, to jestem przeciwny.
Rozumiem, że ma pan na myśli działania ministra Tomasza Lipca.
Od prezydenta Kaczyńskiego usłyszałem już, że jestem poza podejrzeniem
Jako przykład negatywny. Teraz zaskoczyły mnie słowa pani Elżbiety Jakubiak. Jeśli była minister sportu, dziś przewodnicząca Sejmowej Komisji Sportu i Turystyki, wzywa do rozliczenia się z PZPN choćby i środkami pozaprawnymi, to nie wiem, czego się spodziewać. Może ktoś przyjdzie na Miodową i da mi kijem bejsbolowym w głowę, a potem zostanie rozgrzeszony, bo działał w dobrej wierze. Niektórzy politycy w tej nagonce na PZPN tracą umiar i zdrowy rozsądek.