RZ: Porażka 1:2 w meczu Pucharu UEFA z Austrią w Wiedniu to dobry czy zły wynik dla Lecha Poznań?
Franciszek Smuda: Jestem ambitny i nigdy porażki nie uznam za dobry rezultat.
Mogliśmy wygrać, jednak – z drugiej strony – w pucharach strzelić bramkę na wyjeździe to połowa sukcesu, bo na własnym boisku wszystko jest do odrobienia. Cieszy mnie to, że kiedy było 1:2, moi zawodnicy nie stanęli, tylko grali dalej o remis, do końcowego gwizdka. Wiem, że gdy pokonaliśmy Grasshoppers 6:0, to wszyscy myśleli, że Europa leży u naszych stóp, ale takie wyniki to naprawdę rzadkość.
Prezes Jacek Rutkowski powiedział panu, że jeśli Lech nie zdobędzie mistrzostwa Polski, odejdzie pan z klubu, ale podobno niezależnie od wyniku nie zamierza pan dłużej zostawać w Poznaniu?
Nie wiem, co będzie w następnym sezonie. Może po Smudzie nie będzie już śladu? O tym, czy warto gdzieś pracować, decyduje wiele czynników. Czy dalej będziemy wzmacniać drużynę, czy zadowolimy się tym co dotychczas? Wiem, że prezes Rutkowski jest zwolennikiem oddania zespołu pod opiekę jednego trenera na dłuższy czas, i bardzo mnie to cieszy. W Poznaniu jestem już dwa i pół roku i w każdej przerwie w rozgrywkach wiem, czego moim piłkarzom najbardziej brakuje. Wiem, kogo dokupić, a kogo sprzedać, wiem, jaką taktykę dobrać do takich zawodników. Do Aleksa Fergusona porównywać się nie będę, żeby nie narazić się na śmieszność, ale sukcesy na przykład Werderu nie byłyby możliwe, gdyby w Bremie tak długo nie pracował Thomas Schaaf. Chodzi o to, żeby koncepcja trenera zgadzała się z wizją właścicieli klubu.