Reklama

Wróciła nadzieja

To zwycięstwo było potrzebne wszystkim, którzy naprawdę lubią piłkę. Odniesione w szczególnie trudnym momencie, można nawet powiedzieć, że na przekór wielu ludziom, którzy apelowali o zaoranie PZPN nawet za cenę wykluczenia reprezentacji z eliminacji mundialu. Tak jakby nasi piłkarze byli już tak słabi, że lepiej w ogóle oszczędzić sobie meczów z ich udziałem.

Aktualizacja: 13.10.2008 08:53 Publikacja: 13.10.2008 02:23

Po tym wszystkim na boisko wyszła reprezentacja złożona w większości z piłkarzy, którzy w klubach drugiej kategorii europejskiej są rezerwowymi, i wygrała, jak chciała, z ósmą drużyną świata.

To jest to, co kochamy najbardziej. Półtorej godziny horroru z nieznanym nikomu zakończeniem. Słabszy pokonuje lepszego, jest niespodzianka, odżywają nadzieje. Czujemy, jak w nas wszystkich rośnie siła, której istnienia jeszcze niedawno nawet nie podejrzewaliśmy. Pooolska! Biało-czeerwoniii!

Czesi nadal mają bardzo dobrą reprezentację, a jej zawodnicy grają na co dzień w klubach pozostających w sferze marzeń niemal każdego polskiego reprezentanta. Ale to Polacy zagrali mądrzej, a przede wszystkim ambitniej. Walczyli na całym boisku, nie dając przeciwnikowi miejsca ani czasu. Wykorzystali wszystkie ich słabości – doskwierającą od kilku miesięcy nieobecność Tomasa Rosickiego, którego nikt nie potrafi zastąpić, odejście Jana Kollera, bez którego Czesi nie wiedzą, jak grać w ataku, niezdecydowanie nowego trenera gubiącego się w ustawieniu swojej drużyny.

Jak Leo Beenhakkerowi – po trwającej od wiosny serii słabych meczów i w toksycznej atmosferze – udało się poskładać przeciętnych zawodników w dobrą drużynę, i to właśnie na najważniejszy mecz jesieni, nie wiem. I dlatego nie ja jestem trenerem, tylko on.

Takie mecze mają zawsze swoich bohaterów. Z Portugalią był nim Ebi Smolarek, z Belgią Radosław Matusiak, teraz Jakub Błaszczykowski. A kiedy Polsce nie idzie, bohaterem jest bramkarz. Stąd wysoka pozycja Artura Boruca. Smolarka Polska kochała, bo grał inaczej niż większość kolegów wychowanych i uczonych futbolu w Polsce. To, co przy pierwszej bramce zrobił Błaszczykowski, też nie jest typowo polskie. W naszej lidze rzadko zdarzają się takie rajdy, bo wolni i słabi technicznie piłkarze wolą przewrócić się przy starciu z pierwszym napotkanym przeciwnikiem. Sędzia zagwiżdże, a piłkarz ma wymówkę.

Reklama
Reklama

Błaszczykowski mógł się przewrócić cztery razy, ale utrzymał się na nogach i dzięki temu Polska strzeliła gola. Szkoda tylko, że bohaterów dostajemy niemal zawsze oddzielnie – raz Jacek Krzynówek, raz Ebi Smolarek, raz Kuba Błaszczykowski – a tak rzadko wszystkich naraz.

Na stadionie nie było żadnego członka rządu ani prominentnego urzędnika z Ministerstwa Sportu. Piłka bez polityki jest ładniejsza.

Po tym wszystkim na boisko wyszła reprezentacja złożona w większości z piłkarzy, którzy w klubach drugiej kategorii europejskiej są rezerwowymi, i wygrała, jak chciała, z ósmą drużyną świata.

To jest to, co kochamy najbardziej. Półtorej godziny horroru z nieznanym nikomu zakończeniem. Słabszy pokonuje lepszego, jest niespodzianka, odżywają nadzieje. Czujemy, jak w nas wszystkich rośnie siła, której istnienia jeszcze niedawno nawet nie podejrzewaliśmy. Pooolska! Biało-czeerwoniii!

Reklama
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Barcelona wygrywa na inaugurację, Robert Lewandowski wreszcie się doczekał
Piłka nożna
Magia Jose Mourinho nadal działa. Zostanie trenerem Benfiki Lizbona
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Obrońcy tytułu pokazali siłę
Piłka nożna
Wróciła Liga Mistrzów. Król z Paryża i wielu pretendentów do tronu
Piłka nożna
Były mistrz świata zagra w Pogoni Szczecin. Transfer, jakiego w Polsce jeszcze nie było
Reklama
Reklama