Szczęście nazywa się Mucha

Legia – Wisła 2:1. Legia zaskoczyła Wisłę odwagą i skutecznością, ale wygrała przede wszystkim dzięki temu, że miała w bramce Jana Muchę. To on zatrzymał Pawła Brożka

Aktualizacja: 27.10.2008 07:56 Publikacja: 27.10.2008 01:34

Paweł Brożek (z prawej) z Inakim Astizem potrafił sobie poradzić, ale stając naprzeciw Jana Muchy by

Paweł Brożek (z prawej) z Inakim Astizem potrafił sobie poradzić, ale stając naprzeciw Jana Muchy był bezradny

Foto: Rzeczpospolita, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Jaki cały mecz, taka i ostatnia akcja. Gdy do końca zostało tylko kilka sekund, piłka jeszcze raz przeleciała przez pole karne i jakimś trafem spadła właśnie tam, gdzie stał Paweł Brożek. Znów mogli stanąć ze sobą oko w oko: najlepszy dziś bramkarz polskiej ligi i jej najlepszy napastnik. I ponownie bramkarz to starcie wygrał, choć strzelec był kilka metrów przed nim.

Jan Mucha wybił piłkę, sędzia Robert Małek zagwizdał ostatni raz, piłkarze Legii ruszyli świętować zwycięstwo. Nikt nie miałby do Brożka pretensji, gdyby w takiej chwili odwrócił się na pięcie i wracał szybko do szatni przeklinając, na czym świat stoi. On zrobił coś innego. Podszedł do Muchy, wyściskał go z uznaniem, jakby chciał powiedzieć: przegrać z tobą to nie wstyd.

Mimo wielu szans Brożek pokonał Muchę tylko raz, jeszcze przed przerwą. W drugiej połowie nie potrafił mu strzelić gola w najdogodniejszych sytuacjach, ale nie sposób powiedzieć, że grał źle. Przeciwnie, nawet rywale z Legii mówili z uznaniem o tym, jak się ustawiał, jak potrafił dać jednym ruchem ciała sygnał kolegom, gdzie mają zagrać mu piłkę, jak wiele daje drużynie. Ale na Muchę to nie wystarczyło.

[srodtytul]W transie[/srodtytul]

Trudno sobie wyobrazić, że zdarzy się jeszcze w lidze tej jesieni lepszy mecz. Niczego w nim nie brakowało, nawet sędziowanie było dobre. W bohaterach też można było przebierać: Bartłomiej Grzelak – gol i asysta, Maciej Iwański – świetny w nietypowej roli defensywnego pomocnika, Radosław Sobolewski – koło zamachowe Wisły.

Ale Mucha w drugiej połowie wyrósł zdecydowanie ponad nich wszystkich. Wpadł w trans. Trzy razy zatrzymał Brożka w sytuacjach sam na sam, odbił strzał Andrzeja Niedzielana, obronił strzał i dobitkę Tomasa Jirsaka.

Marcin Baszczyński powiedział potem, że szczęście tego dnia nazywało się Mucha. Mariusz Pawełek, który w pierwszej połowie obronił w niesamowity sposób strzał Takesure’a Chinyamy z dwóch metrów, swoją interwencję zbył machnięciem ręki. Wolał mówić o tym, co między słupkami wyczyniał słowacki bramkarz.

[wyimek]Było w tym meczu wszystko: gole, świetne parady bramkarzy, emocje aż do ostatniego kopnięcia piłki[/wyimek]

Trener Maciej Skorża mówił zadziwiony, że w kilku momentach widział już piłkę w siatce, a potem się okazywało, że ona znów jest w rękach Muchy. – Jeśli chodzi o grę na linii, to jest to bramkarz klasy europejskiej. Ale musi jeszcze pracować nad wyjściami do piłki i grą nogami – tłumaczył Jan Urban. Mówił to z uśmiechem od ucha do ucha. Przygotował na ten wieczór dla Wisły kilka niespodzianek i jego pomysły się sprawdziły. Przede wszystkim ten z przesunięciem Iwańskiego do tyłu i z ustawieniem Grzelaka na granicy między pomocą a atakiem.

[srodtytul]Legia ucieka[/srodtytul]

Obaj sprawili Wiśle wiele kłopotów, ale jak cała drużyna przebudzili się na dobre dopiero wówczas, gdy przegrywali 0:1. Brożek dostał w 34. minucie dobre podanie od Tomasa Jirsaka i strzelił obok Muchy bez przyjęcia, zewnętrzną częścią stopy. Legia odpowiedziała cztery minuty później: Iwański podał do Grzelaka, a ten wbiegł w pole karne i z bliska, ale z dość ostrego kąta pokonał Pawełka.

Najładniejsza była akcja przed trzecią bramką. Jakub Wawrzyniak dostał piłkę od Tomasza Kiełbowicza, przepchnął ją do Grzelaka, a on podał tak, że nawet Chinyama nie mógł się pomylić. Gdyby miał on coś poza siłą i instynktem – na przykład technikę – Legia mogłaby wygrać wyżej, ale zwycięzcom nie przystoi narzekać po takim meczu.

Po golu Brożka gospodarzom zajrzała w oczy wizja powiększającej się straty do Wisły, ale uporem i pomysłem doprowadzili do tego, że to mistrz Polski musi ich teraz gonić. Jeśli szybko nie przebudzą się Marek Zieńczuk i Wojciech Łobodziński, ucieczka przed Wisłą może się udać nie tylko Legii.

[ramka]Legia Warszawa – Wisła Kraków 2:1 (1:1)

Dla Legii: B. Grzelak (38), T. Chinyama (67); dla Wisły: Paweł Brożek (34). Żółte kartki: T. Chinyama, Roger (Legia), Piotr Brożek, M. Cantoro, A. Niedzielan (Wisła). Sędziował R. Małek (Zabrze). Widzów 10 000.

Legia: Mucha – Rzeźniczak, Choto, Astiz, Wawerzyniak – Radovic, Roger, Iwański, Rybus (64, Kiełbowicz) – Grzelak (72, M. Ekwueme), Chinyama (85, Arruabarrena)Wisła: Pawełek – Baszczyński, Cleber, Głowacki, Piotr Brożek – Łobodziński (66, Małecki), Sobolewski, Cantoro, Jirsak (72, Niedzielan), Zieńczuk (46, Junior Diaz) – Paweł Brożek[/ramka]

[ramka]

[b]Jan Urban, trener Legii[/b]

Jak na polską ligę to było świetne spotkanie. Prawdziwy hit jesieni. Dla mnie szczególnie cenne jest to, że przegrywając z mistrzem Polski potrafiliśmy odrobić straty. Pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną, która dużo lepiej się czuje w ataku niż w obronie. Wisła miała więcej sytuacji, ale my byliśmy skuteczniejsi. Maciej Iwański zagrał jako defensywny pomocnik i spisał się świetnie. To że akurat z Wisłą ostatnio tak często wygrywamy, nie ma dla mnie wielkiego znaczenia. Trenerzy muszą pamiętać, że mistrzostwo zdobywa się przede wszystkim nie tracąc punktów w meczach ze słabszymi. Liga zrobi się teraz ciekawsza. Gdyby Wisła wygrała, kto wie, czy nie powtórzyłaby się sytuacja z poprzedniego sezonu, gdy uciekła rywalom bardzo daleko. A tak będzie bardziej emocjonująco.

[b]Maciej Skorża, trener Wisły[/b]

Przegraliśmy mecz, którego nie musimy się wstydzić. Stwarzaliśmy sobie sytuacje, jak na spotkanie z takim rywalem jak Legia było tych okazji bardzo dużo. Ale był też Jan Mucha, jestem pod wielkim wrażeniem jego gry. Gdy patrzę na zmarnowane przez nas sytuacje, to zastanawiam się, gdzie byłaby już Wisła tej jesieni, gdybyśmy byli skuteczniejsi. Tak naprawdę mam do swojej drużyny żal o jeden moment: po strzeleniu bramki na 1:0 chyba zbyt szybko uwierzyła, że zaraz padnie drugi gol dla nas, a potem trzeci. Powinniśmy wówczas zdecydowanie dłużej utrzymywać się przy piłce, a tak nie było. Graliśmy niefrasobliwie i za to Legia nas ukarała. To kolejna nasza porażka z Legią w tym roku, ale nie uważam, że to nasz kompleks. Traktuję to inaczej: mamy teraz punkt straty do lidera. Tylko punkt.

[b]Bartłomiej Grzelak, napastnik Legii[/b]

Czy tym występem przekonałem do siebie Jana Urbana? Lepiej zadać to pytanie trenerowi. Cieszę się, że nie tylko zdobyłem gola, ale też podałem Chinyamie praktycznie do pustej bramki. Myślę, że zaskoczyliśmy Wisłę bardzo odważnym ustawieniem, tym że defensywnym pomocnikiem był Maciek Iwański. Nie było z kolei rzeczy, którymi Wisła szczególnie zaskoczyłaby nas. Znamy się, gramy przeciw sobie od dawna. Bohaterem Wisły mógł zostać Paweł Brożek, który sytuacje stwarza sobie jak na zawołanie, ale tym razem zabrakło mu skuteczności. Mimo wszystko, zrobił na mnie wielkie wrażenie. W sytuacji, w której zdobył gola, świetnie pokazał się, by dostać podanie od Jirsaka, a potem strzelił dokładnie tak, jak należało.

[b]Mariusz Pawełek, bramkarz Wisły[/b]

Nie wiem, dlaczego po strzeleniu pierwszego gola cofnęliśmy się. Legia wyrównała praktycznie z niczego i to jej dodało skrzydeł. Źle zaczęliśmy po przerwie, straciliśmy drugiego gola i dopiero po nim się przebudziliśmy. Niestety nie udało się wyrównać, Janek Mucha robił w bramce Legii rzeczy niewiarygodne. Życzę mu zdrowia. Szkoda punktów, to był taki dobry mecz.

[b]Arkadiusz Głowacki, kapitan Wisły[/b]

Naszym błędem było to, że inicjatywę przejęliśmy na dobre dopiero po drugim golu dla Legii. Każda porażka na Łazienkowskiej jest bolesna, ale musimy ją przyjąć po męsku. Przed nami jeszcze trochę spotkań tej jesieni, musimy szybko zapomnieć o tym, co się tu stało. Ale niełatwo się z tą przegraną pogodzić, mieliśmy tyle sytuacji do zdobycia bramek.

Jaki cały mecz, taka i ostatnia akcja. Gdy do końca zostało tylko kilka sekund, piłka jeszcze raz przeleciała przez pole karne i jakimś trafem spadła właśnie tam, gdzie stał Paweł Brożek. Znów mogli stanąć ze sobą oko w oko: najlepszy dziś bramkarz polskiej ligi i jej najlepszy napastnik. I ponownie bramkarz to starcie wygrał, choć strzelec był kilka metrów przed nim.

Jan Mucha wybił piłkę, sędzia Robert Małek zagwizdał ostatni raz, piłkarze Legii ruszyli świętować zwycięstwo. Nikt nie miałby do Brożka pretensji, gdyby w takiej chwili odwrócił się na pięcie i wracał szybko do szatni przeklinając, na czym świat stoi. On zrobił coś innego. Podszedł do Muchy, wyściskał go z uznaniem, jakby chciał powiedzieć: przegrać z tobą to nie wstyd.

Pozostało 90% artykułu
Piłka nożna
Polskie piłkarki zagrają na Euro. Kiedy poznają rywalki?
Piłka nożna
Barcelona na piątkę. Wygrywa bez Roberta Lewandowskiego i przerywa złą serię
Piłka nożna
Gol Ewy Pajor w ostatnich minutach. Polki jadą na Euro
Piłka nożna
Mohamed Salah czeka na oferty. Co zrobi Liverpool?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Barcelona złapała zadyszkę. Czy przebudzi się na Majorce?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska