Polski futbol 2008: trochę dobrze, trochę źle

Reprezentacja wciąż ma szansę na awans do mundialu, Lech Poznań zagra wiosną o Puchar UEFA, zmienił się prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, nieuczciwi ludzie nie mogą spać spokojnie. Gorzej bywało

Aktualizacja: 29.12.2008 12:56 Publikacja: 29.12.2008 00:06

Reprezentacja Polski nie odniosła w mistrzostwach Europy żadnego zwycięstwa. Z Chorwacją Polacy prze

Reprezentacja Polski nie odniosła w mistrzostwach Europy żadnego zwycięstwa. Z Chorwacją Polacy przegrali 0:1. Jacek Krzynówek walczy z Dario Simiciem

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Gdyby na sprawy polskiej piłki spojrzeć chłodnym okiem, co – jak wie każdy kibic, nie jest możliwe, to wszystko toczy się na naszą miarę i możliwości. Raz, nie wiadomo na jakiej zasadzie, pokonujemy faworytów, innym razem, będąc faworytami, sami przegrywamy.

Tak było w naszym futbolu zawsze, wyjąwszy krótkie okresy prosperity epoki Kazimierza Górskiego, Jacka Gmocha i Antoniego Piechniczka, którym zresztą (i ich piłkarzom) też nie szczędziliśmy krytyk. A oni wtedy pokonywali najlepszych i nie było w tym przypadku.

[srodtytul]Chłodny dystans[/srodtytul]

W roku 2008 w reprezentacji nie dokonał się żaden przełom. Doszło do niego przed dwoma laty, kiedy prezes Michał Listkiewicz postanowił zatrudnić trenera z zagranicy. Był to pierwszy taki przypadek od 46 lat i nic dziwnego, że spowodował burzę, której skutki odczuwamy i dziś. Leo Beenhakker należy bez wątpienia do najbardziej znanych trenerów na świecie. Pracy i sukcesów z Ajaksem Amsterdam czy Realem Madryt może mu pozazdrościć 95 procent innych trenerów. On sam chciałby zapewne dopisać sobie do życiorysu takie osiągnięcia na mundialach, jakie mają wspomniani polscy trenerzy – Górski, Gmoch i Piechniczek.

Nic dziwnego, że od pierwszych dni pobytu Holendra w Polsce towarzyszą mu sympatia i nadzieja kibiców oraz chłodny dystans zazdrosnych polskich trenerów.

Kibice kierują się tylko dobrem reprezentacji, widząc w zagranicznym trenerze panaceum na całe zło. Polscy koledzy po fachu szermują wprawdzie hasłami o solidarności zawodowej dla osiągnięcia wspólnego celu, ale bardzo ich cieszą potknięcia Holendra, bo potwierdzają one tezę, że cudotwórców w tym zawodzie nie ma.

Koronnym argumentem dla tak myślących był występ reprezentacji na mistrzostwach Europy w Austrii. Przed rokiem, o tej porze Beenhakker zbierał nagrody dla najlepszego trenera, bo też dokonał rzeczy wyjątkowej – pierwszy raz Polska awansowała do finałów mistrzostw Europy. Ale kiedy doszło do najważniejszej próby, drużyna Beenhakkera zawiodła. Podobnie jak poprzednie reprezentacje podczas dwóch ostatnich mundiali.

[srodtytul]Pięć remisów, pięć porażek[/srodtytul]

Przeciwnicy Beenhakkera podchwycili z lubością informację statystyków i historyków, którzy przypomnieli, że holenderski trener nie ma szczęścia do turniejów. Prowadząc podczas mundialu we Włoszech reprezentację Holandii (mistrza Europy), nie wygrał z nią żadnego z czterech meczów. Nie wygrała też w Niemczech trenowana przez Beenhakkera drużyna Trynidadu i Tobago. Dodając do tego występ Polaków w Austrii, powstaje bilans dziesięciu turniejowych meczów, na które składa się pięć remisów i pięć porażek. Adwersarze nie nazywają tego pechem, tylko używają dosadniejszego określenia.

Wzburzenie środowiska trenerskiego jest tym większe, że po nieudanych mundialach Jerzy Engel i Paweł Janas stracili pracę, a Beenhakker nie dość, że pracuje, t0 za ok. 800 tys. euro rocznie (to jest dla trenerów szczególnie bolesne, oni mieli mniej za podobną pracę). W dodatku ujawniono, że Listkiewicz przyznał Beenhakkerowi premię (zresztą zgodnie z umową) za awans do Euro.

W rewanżu trener poobrażał Piechniczka i Engela, choć jest skazany na współpracę z nimi. Grzegorz Lato, który też admiratorem Holendra nie był, dodał do funkcji prezesa PZPN obowiązki mediatora. Być może stało się tak również dlatego, że mimo wpadki w Bratysławie Polska ma nadal szanse na awans do mundialu w RPA, ostatni mecz prawdziwej pierwszej reprezentacji zakończył się zwycięstwem nad Irlandią w Dublinie. Trzeba też pamiętać, że główny kandydat do zajęcia miejsca Beenhakkera Henryk Kasperczak zetknął się w Górniku Zabrze z brutalną polską rzeczywistością.

Kasperczak był przez ostatnie lata największą nadzieją polskiej kadry. Dopóki pracował z pełną dobrych piłkarzy Wisłą lub z reprezentacjami krajów afrykańskich, cieszył się zasłużoną opinią jednego z najlepszych trenerów. Kiedy podjął się pracy w Górniku, gdzie nawet pieniądze bogatego sponsora nie gwarantują natychmiastowej poprawy, okazuje się, że wybitny nauczyciel nie jest w stanie uczynić prymusów z przeciętnych uczniów. Nie ma cudownych metod trenerskich.

[srodtytul]Kadra rezerwowych[/srodtytul]

W roku 2008 w porównaniu z poprzednimi latami w ogóle nie zmieniła się sytuacja najlepszych polskich piłkarzy. Beenhakker powierzał główne role w reprezentacji halabardnikom w klubach. Jacek Krzynówek, Euzebiusz Smolarek, Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski mieli problem ze zdobyciem miejsca w drużynach klubowych, w reprezentacji byli jednak niezastąpieni. Ale nawet przy ich najlepszej woli, brak ligowego rytmu widać było w kadrze. Krzynówek boryka się z tym problemem już drugi rok, dla Smolarka to coś nowego.

Holenderski trener już się wszystkim opatrzył. Po pierwszych treningach nawet najbardziej doświadczeni członkowie kadry traktowali go jak wyrocznię i darzyli szacunkiem. Dziś to już przeszłość. Zawodnicy idą przy okazji meczów „w miasto” lub piją w hotelu, co przypomina czasy, w których poprzednicy Artura Boruca, Dariusza Dudki i Radosława Majewskiego robili to samo pod bokiem polskich trenerów.

[srodtytul]Pożegnanie gwiazd[/srodtytul]

Po Euro pożegnaliśmy Jacka Bąka, który z 96 występami w kadrze znalazł się wśród legend polskiej piłki. Raczej nie wróci już do kadry Maciej Żurawski, zdecydowanie zawodzący w ostatnich sezonach. Niewytłumaczalne wahania formy przechodzi Wojciech Łobodziński. Jeszcze przed rokiem wydawało się, że będzie miał pewne miejsce na prawej pomocy reprezentacji, a po kilku miesiącach Beenhakker przestał go powoływać. Radosław Matusiak sam się wyeliminował. Zbyt wcześnie został wykreowany na gwiazdę, co uświadomiono mu w klubach Włoch i Holandii, gdzie wymagania są wyższe.

To był najlepszy rok dla Jakuba Błaszczykowskiego. Wszedł on na szczyty po cichu, bez rozgłosu. Piłkarz, który w pierwszym eliminacyjnym meczu, przegranym przez Beenhakkera (z Finlandią), był jednym z najsłabszych na boisku, w ciągu dwóch lat pokonał daleką drogę. Od zawodnika, którego słynny wujek Jerzy Brzęczek usiłował polecić różnym klubom (tylko Grzegorz Mielcarski w Wiśle poznał się na Błaszczykowskim), po grę w Bundeslidze. Nie wiemy, ilu spośród 63 zawodników sprawdzonych w tym roku w kadrze przez Beenhakkera w niej pozostanie. Raczej niewielu. Ale nieuchronnie przyszedł czas graczy, urodzonych w latach 80.: Łukasza Fabiańskiego, Roberta Lewandowskiego, Rafała Boguskiego, Radosława Majewskiego. Może innych, którym już Beenhakker z różnym skutkiem dawał szanse, a na pewno dziś mniej znanych. Na szczęście takich nie brakuje. Trzeba ich tylko znaleźć, odpowiednio szkolić i chronić przed menedżerami, robiącymi zwykle więcej szkody niż pożytku.

[srodtytul]Wyjątkowy Smuda[/srodtytul]

O ile przed rokiem mało kto robił sobie nadzieje na dobre występy poprzedniego mistrza Zagłębia Lubin w Europie, o tyle Wisła Kraków miała szansę poprawić nastroje. Znowu okazało się jednak, że najlepsi polscy piłkarze tworzą drużynę krajowego wymiaru, król strzelców ekstraklasy jest królem własnego podwórka, a młody i bardzo zdolny trener nie jest w stanie wykrzesać z drużyny nic ponad to, co starczało na ligę. Jesienią najlepsze wrażenie zrobił Lech. Nieczęsto się zdarza, żeby gra skuteczna była też ładna, a Lech łączył obydwie te cechy. To zasługa piłkarzy i ich trenera.

Franciszek Smuda skończył w czerwcu 60 lat, z których 50 spędził na boiskach i ławkach trenerskich. To widać. Smuda ma wyjątkową umiejętność nadawania prowadzonym przez siebie drużynom jakiegoś szczególnego charakteru, niezależnie od poziomu materialnego klubu i umiejętności zawodników. Musi tylko mieć na to czas. W Lechu pracuje trzeci rok, co wychodzi wszystkim na dobre.

Jest jeszcze coś, co różni ten klub od innych. Do Lecha kupuje się zawodników, którzy są potrzebni i pasują do koncepcji gry. Sprowadzeni przed sezonem Manuel Arboleda, Semir Stilic, Robert Lewandowski i Sławomir Peszko od razu znaleźli się w pierwszej jedenastce, a obydwaj Polacy trafili nawet do reprezentacji. Nie ulega wątpliwości, że to Smuda najbardziej zasługuje na tytuł Trenera Roku 2008.

[srodtytul]Sprawa rozwojowa[/srodtytul]

Ten rok był kolejnym w walce z korupcją. Zatrzymania nawet najbardziej znanych ludzi ze środowiska (Dariusz W., Janusz W.) przestały już ekscytować, bo każdy zdaje sobie sprawę, że mało jest piłkarzy, trenerów, sędziów i działaczy z dużym stażem, którzy nie mieliby do czynienia z korupcją. Pociesza fakt, że nie słychać o nowych przypadkach epidemii, martwi to, że, jak słyszymy z ust prokuratorów, „sprawa jest rozwojowa”, więc na razie więcej do roboty ma prokuratura niż sądy. Ku radości kibiców Michał Listkiewicz przestał pełnić funkcję prezesa, ale na pewno nie zakończą się problemy ze związkiem.

Następca Listkiewicza Grzegorz Lato nie jest dla większości wymarzonym prezesem. Gdyby mi ktoś 30 lat temu powiedział, że biegający po boisku i nieprzepadający za dziennikarzami Lato będzie kiedyś rządził polską piłką, nigdy bym w to nie uwierzył. Ale Lato był już senatorem, jest prezesem, a pierwsze tygodnie jego urzędowania pokazują, że to nadal człowiek, którego kroki trudno przewidzieć. Nie przypominam sobie prezesa, który natychmiast po wyborze popadłby w konflikt z tymi, którzy udzielili mu poparcia. A ponieważ nowy zarząd składa się w większości z osób o dyskusyjnej wiarygodności, wojująca postawa bezkompromisowego prezesa może mu pomóc.

Piłkarz Lato miał dość trudny charakter, bo lubił stawiać na swoim. Między innymi dzięki temu, że był uparty, osiągnął wyjątkowo dużo. Ta sama cecha u prezesa na pewno pomoże mu w walce z korupcją, tyle że z prezesem jest jak z trenerem reprezentacji – samemu niewiele się zrobi, a umiejętność wspólnego działania w dobrej sprawie jest w polskiej piłce niemal nieznana.

Gdyby na sprawy polskiej piłki spojrzeć chłodnym okiem, co – jak wie każdy kibic, nie jest możliwe, to wszystko toczy się na naszą miarę i możliwości. Raz, nie wiadomo na jakiej zasadzie, pokonujemy faworytów, innym razem, będąc faworytami, sami przegrywamy.

Tak było w naszym futbolu zawsze, wyjąwszy krótkie okresy prosperity epoki Kazimierza Górskiego, Jacka Gmocha i Antoniego Piechniczka, którym zresztą (i ich piłkarzom) też nie szczędziliśmy krytyk. A oni wtedy pokonywali najlepszych i nie było w tym przypadku.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Piłka nożna
Barcelona bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Bez Roberta Lewandowskiego pokonała Mallorcę
Piłka nożna
Neymar znów kontuzjowany. Czy wróci jeszcze do wielkiej piłki?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Czy opuści El Clasico?
Piłka nożna
Czy Carlo Ancelotti opuści Real Madryt i poprowadzi reprezentację Brazylii
Piłka nożna
Ekstraklasa czekała na taki przełom w Europie. Nie wolno tego zepsuć