Niby wszystko było po staremu: salę zjazdową okrążyły wozy telewizji, trwały relacje na żywo, w kuluarach obserwatorów zebrało się prawie tyle co delegatów. Ale widać, że to już nie te emocje. Walnych zgromadzeń się ostatnio namnożyło i powoli powszednieją.
Michał Listkiewicz oddał władzę, w sobotę po hotelu Novotel przechadzał się pierwszy raz z plakietką „gość PZPN”, a w tej roli już nie budzi emocji. Do tego główny fajerwerk zjazdu okazał się niewypałem. Kazimierz Greń, jeszcze niedawno najważniejsza postać w wyborczej drużynie Grzegorza Laty, dziś członek zarządu z problemami prokuratorskimi, zapraszał na wystąpienie, w którym zdradzi całą prawdę o PZPN. Ochota na przemowy przeszła mu po nocnej naradzie zarządu przed zjazdem. Dlaczego? Wszyscy nabrali wody w usta.
[wyimek]Zawieszenie Henryka Klocka może być nielegalne, ale chodziło o gest [/wyimek]
W kuluarach Novotelu Greń zastanawiał się jeszcze, czy nie wygłosić oświadczenia, ale i z niego zrezygnował. – Wszystko, co miałem do powiedzenia, już powiedziałem – krzyczał, uciekając od dziennikarzy.
Nie zawiódł za to Ryszard Adamus, inny członek zarządu, którym interesuje się prokurator (jest podejrzany o wyprowadzenie pieniędzy z Piłkarskiej Ligi Polskiej, którą do niedawna kierował). Adamus niedługo po październikowym zjeździe wyborczym zrezygnował z zasiadania w zarządzie, potem wysłał pismo, że zrezygnował z rezygnacji, ale PZPN już go nie rozpatrywał.