[b]Rz: Gra pan w jakąś dziwną grę. Jednego dnia mówi pan, że przemyśli propozycję z Feyenoordu Rotterdam, na drugi dzień wszystkiemu pan zaprzecza.[/b]
[b]Leo Beenhakker:[/b] Nie będę rozmawiał o Feyenoordzie. Ta maszyna działa w zabawny sposób. Jeden dziennikarz napisze w Holandii, że jestem kandydatem na trenera, i natychmiast dzwoni do mnie 25 osób z pytaniem, czy to prawda. Muszę się tłumaczyć i gasić pożar. Feyenoord znalazł już sobie nowego trenera, ale teraz zwolnili tego z PSV Eindhoven. Przeczytałem w Internecie, że też jestem kandydatem. Znowu będzie bałagan?
[b]Może to dlatego, że wysyła pan w świat jasny przekaz: „Jestem w Polsce nieszczęśliwy”?[/b]
Taki przekaz wysłałem w lipcu, gdy było wiadomo, że Michał Listkiewicz przestanie być prezesem PZPN, i nie wiedziałem, jak będzie się układała współpraca z nowymi władzami. Ale jeśli ktoś mnie pyta, czy jestem szczęśliwy, odpowiadam, że nie, bo jestem szczery. I nie chodzi o Grzegorza Latę, który okazał się miłym i pomocnym człowiekiem. Męczą mnie inne sprawy. Nie mogę się nauczyć waszego języka, bo mój twardy dysk jest pełny. Nie mogę normalnie pójść do baru i porozmawiać z ludźmi, nie mogę pójść do teatru, bo nic nie rozumiem. Poza tym wystarcza mi 40 minut spaceru po Warszawie i już jestem zmęczony, bo ktoś co chwila robi mi zdjęcie. Cieszę się, że kibice dodają mi sił i mówią: „Bądź silny”. Ale ja już nie wiem, czy mam siłę być silny.
[b]Odchodzi pan?[/b]