Jeśli przegrywasz z Liverpoolem po golach Stevena Gerrarda i Fernando Torresa, to jeszcze nie jest powód do histerii. Zdarzało się wielu zespołom, Gerrard i Torres to najgroźniejsza para Premier League. Ale jeśli bramki strzelają też Fabio Aurelio i Andrea Dossena to znaczy, że twoja drużyna popełniła niewybaczalne błędy. I tak grał w sobotę Manchester. Niezborny w obronie - choć ma parę stoperów uznawanych za najlepszych w lidze, Nemanję Vidicia i Rio Ferdinanda - i zmęczony w ataku.
Od kiedy powstała Premier League, United jeszcze nie przegrali u siebie tak wysoko. Vidić po niezłym meczu z Interem w środę, tym razem był bombą podłożoną pod bramką United. Popełnił błąd przy pierwszym golu dla Liverpoolu, gdy Torres ograł go jak dziecko, a w drugiej połowie wyleciał z boiska za faul na Gerrardzie, po którym Fabio Aurelio zdobył gola z rzutu wolnego.
Tego lania piłkarze United nie zapomną długo, a do tego nie mają żadnego usprawiedliwienia. Liverpool też grał w tym tygodniu w Lidze Mistrzów, więc wymawianie się zmęczeniem byłoby bez sensu. Co więcej, Manchester świetnie zaczął mecz, prowadził po golu Cristiano Ronaldo z karnego, po ewidentnym faulu Pepe Reiny na Park Ji Sungu. Ale potem do pracy wzięli się Torres z Gerrardem. Liverpool jest dziś o cztery punkty za Manchesterem (Chelsea również, wczoraj ograła Manchester City), rozegrał o jeden mecz więcej od lidera. Kto wie, gdzie byłby, gdyby Torres mógł grać tak często, jak w pierwszym sezonie w Anglii. Za 24 gole w Premiership i za mistrzostwo Europy z Hiszpanią Torres płaci dziś kontuzjami. Mecze, w których może grać bez zastrzyków, zdarzają się od święta, Manchester miał pecha trafić na Torresa, którego akurat nic nie bolało.
Real Madryt, wyrzucony przez Liverpool z Ligi Mistrzów, pocieszył się w lidze, wygrywając 5:2 wyjazdowy mecz z Athletic Bilbao, ale mimo tak niezwykłych wydarzeń jak np. dwa gole Gabriela Heinze bardziej zapamiętany zostanie szalejący sędzia Muniz Fernandez, który pokazał jedenaście żółtych kartek i dwie czerwone, obie piłkarzom Athletic.
Ireneusz Jeleń strzelił dla Auxerre już siódmego gola w tym sezonie, ale o tej bramce będzie dużo głośniej niż o sześciu poprzednich. Polak w 41. minucie meczu z mistrzami z Lyonu, na ich boisku, wykorzystał błąd obrony, próbującej łapać rywali na spalonym i strzelił do bramki Olympique obok Hugo Llorisa. Auxerre nie tylko utrzymało prowadzenie, ale w ostatniej minucie strzeliło drugą bramkę. Dla Lyonu to dopiero pierwsza porażka na własnym boisku w tym sezonie Ligue 1, ale już czwarta przegrana z rzędu we wszystkich rozgrywkach: lidze, Lidze Mistrzów i Pucharze Francji. Mecz PSG - Marsylia, po którym Lyon mógł stracić prowadzenie w lidze, rozpocznie się dziś o 21.