Obydwu grozi odpowiednio siedem i sześć i pół roku więzienia za uczestnictwo w zorganizowanej grupie przestępczej.
Tak zakwalifikowali prokuratorzy ich działalność w latach 2003 – 2004 związaną z ustawianiem meczów drugoligowej wówczas Arki Gdynia. – Takich wyroków nie dostają gwałciciele, pedofile czy handlarze ludźmi – mówił mec. Maciej Urbański, obrońca Jacka M., podczas multimedialnej prezentacji, jaką stała się jego trzygodzinna mowa końcowa. – Na takie kary skazano najważniejszych bossów mafii pruszkowskiej.
Obrońcy „Fryzjera” i Jacka M. udowadniali, że przepis o korupcji w sporcie to bubel prawny. Ich zdaniem Jackowi M. i Ryszardowi F. nie udowodniono nieuczciwych zachowań, które są warunkiem do skazania ich z tego artykułu.
Co więcej, zdaniem adwokatów oskarżonych ówczesnych rozgrywek nie można zakwalifikować jako profesjonalnych zawodów w rozumieniu tego przepisu, a sędziów, działaczy i obserwatorów jako uczestników zawodów. Mec. Urbański wykazywał, że to nie Jacek M., lecz „Fryzjer” był faktycznym szefem grupy przestępczej, a działacze Arki płacili, by klub nie otrzymał od „Fryzjera” wyroku, którego efektem byłaby degradacja do III ligi.
– Jacek M. to ofiara systemu wymuszania haraczy, który w polskiej piłce działa od dziesięcioleci – mówił mec. Urbański. Na te słowa zdecydowanie zareagował broniący „Fryzjera” mec. Andrzej Grabiński, który zauważył, że jego kolega z palestry wcielił się w rolę prokuratora.