Wrogowie przez zasiedzenie

W sobotę o 20:00 rozważny Real gra u siebie z romantyczną Barceloną. Do zdobywania serc trzeba romantyzmu, do mistrzostwa Hiszpanii może znów wystarczyć rozwaga. Pod warunkiem, że Real wygra ten mecz. Transmisja w Canal+ Sport

Aktualizacja: 02.05.2009 09:31 Publikacja: 01.05.2009 19:55

Wrogowie przez zasiedzenie

Foto: AP

Nawet kamienne posągi z Wyspy Wielkanocnej uważają, że spotkania Realu z Barceloną powinny być wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tak przynajmniej mówią w reklamie, która zaatakowała Hiszpanię w ostatnich dniach. Jeden z wielkich hiszpańskich browarów wymyślił akcję zbierania głosów poparcia dla tego pomysłu, potem prześle je do UNESCO. Przekaz reklamy jest prosty: te 90 minut, gdy Real gra z Barceloną, to zjawisko niepodrabialne, coś więcej niż sport i zasługują na uhonorowanie. Posągi z wyspy są już na liście, więc wiedzą co mówią.

Czy UNESCO zrobi ukłon wobec najsłynniejszego ligowego meczu na świecie, to się okaże (podpisy można składać na stronie o makabrycznie długiej nazwie [link=http://www.realmadridbarcelonapatrimoniodelahumanidad.com]www.realmadridbarcelonapatrimoniodelahumanidad.com[/link]). Samo spotkanie reklamy nie potrzebuje. Dwa razy w roku usuwa wszystko inne w futbolu w cień, a w tę sobotę cień będzie jeszcze dłuższy niż zwykle. "El Clasico" naprawdę rozstrzygnie o mistrzostwie Hiszpanii, co już dawno się nie zdarzyło.

Jeśli mecze Realu z Barceloną są piłkarską wojną, to ostatnie ich spotkania przypominały raczej defiladę zwycięzców niż bitwę, bo albo różnica sił między rywalami była zbyt duża, albo losy tytułu mistrzowskiego rozstrzygnęły się wcześniej. Rok temu piłkarze z Katalonii robili na Santiago Bernabeu szpaler na cześć mistrzów Hiszpanii, dwa lata wcześniej kibice z Madrytu oklaskiwali u siebie na stojąco Ronaldinho i jego szalony cyrk. Teraz nie będzie miejsca na takie hołdy, starcie księstw udzielnych hiszpańskiego futbolu wreszcie wypadło w idealnym momencie.

Po pierwsze, Barcelona przyjeżdża na Santiago Bernabeu mając tylko cztery punkty przewagi nad Realem (a z sześciu ostatnich spotkań z nim wygrała tylko jedno) i po tym meczu do końca sezonu zostaną zaledwie cztery kolejki. Po drugie, spotykają się lider i wicelider, jakich Hiszpania jeszcze nie miała. Barcelona łamie w tym sezonie wszelkie futbolowe prawa ciążenia. Strzeliła w lidze więcej goli niż dotychczasowy rekordzista, Real z epoki Alfredo di Stefano. Zmierza po mistrzostwo, Puchar Europy i puchar Hiszpanii wygrywając tak, że czasami wydaje się to zbyt piękne, by mogło dziać się naprawdę. Ale te zwycięstwa nic jej na razie nie dały. Ani trofeów, ani pewności, że uda się je zdobyć. W Lidze Mistrzów właśnie odbiła się od ściany, którą zbudowała Chelsea i czeka ją w środę trudny rewanż na Stamford Bridge. A w Primera Division ma tuż za plecami drużynę, która w każdej innej lidze byłaby liderem.

Real już zdobył 78 punktów, więcej niż jakikolwiek mistrz Hiszpanii z ostatnich 28 latach miał na koniec sezonu. Dużo więcej niż sam zdobył gdy wygrywał ligę w ostatnich dwóch sezonach. Więcej niż ma Manchester United na czele Premiership czy Inter Mediolan prowadzący w Serie A. Z ostatnich 18 spotkań w lidze obrońca tytułu wygrał 17 i jedno zremisował.

W normalnych okolicznościach trener Juande Ramos trafiłby na klubowe ołtarze, a on nie jest nawet pewny, czy w przyszłym sezonie będzie pracował w Realu. Bo wybrzydzanie na grę jego zespołu jest w tym sezonie tak samo w modzie jak chwalenie Barcelony. Drużyna Guardioli to mistrz serc, drużyna Ramosa - mistrz zdrowego rozsądku, wykorzystujący swoje atuty skutecznie aż do bólu, a wszystkie braki nadrabiający ambicją i pracą.

Real nudzi, ale wygrywa. Od kiedy Ramos przejął drużynę z rąk zagubionego we własnej oryginalności Bernda Schustera, dał się pokonać tylko w jednym ligowym meczu. Swoim pierwszym w Realu: pech chciał, że właśnie z Barceloną, na Camp Nou. Real przegrał tam 0:2, a Ramos wybrał wtedy taką samą taktykę jak Guus Hiddink dla Chelsea w ostatni wtorek: w graniu w piłkę na pewno nie będziemy lepsi od Barcelony, ale w przeszkadzaniu, przepychaniu i kopaniu się po kościach możemy spróbować sił. Realowi, w przeciwieństwie do Chelsea, się nie udało.

W sobotę swoje nadzieje na sukces gospodarze oprą na czym innym. Chcą wykorzystać zmęczenie Barcelony Ligą Mistrzów - sami mają już w niej wolne, odpadli w 1/8 finału - szybko strzelić gola, i dopiero potem sypać piach w tryby. - Problem polega na tym, że wszystkie zespoły grające z Barceloną obiecują sobie nie cofać się pod swoją bramkę, a rywal i tak je tam wpycha - ostrzega Raul. O Barcelonie on i inny symbol Realu, Iker Casillas, mówią z szacunkiem, może nawet odrobiną sympatii. Takie są dziś relacje tych drużyn. To wrogowie przez zasiedzenie, którzy powoli zapominają już, o co się kłócili. Wymieniają razy dla zachowania rytuału i jeśli nawet ze sobą im źle, to bez siebie byłoby jeszcze gorzej.

Nawet kamienne posągi z Wyspy Wielkanocnej uważają, że spotkania Realu z Barceloną powinny być wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tak przynajmniej mówią w reklamie, która zaatakowała Hiszpanię w ostatnich dniach. Jeden z wielkich hiszpańskich browarów wymyślił akcję zbierania głosów poparcia dla tego pomysłu, potem prześle je do UNESCO. Przekaz reklamy jest prosty: te 90 minut, gdy Real gra z Barceloną, to zjawisko niepodrabialne, coś więcej niż sport i zasługują na uhonorowanie. Posągi z wyspy są już na liście, więc wiedzą co mówią.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Piłka nożna
Żałoba po śmierci papieża Franciszka. Co z meczami w Polsce?
Piłka nożna
Barcelona bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Bez Roberta Lewandowskiego pokonała Mallorcę
Piłka nożna
Neymar znów kontuzjowany. Czy wróci jeszcze do wielkiej piłki?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Czy opuści El Clasico?