Jest futbolowym zabytkiem klasy zero i nie chodzi o wypominanie mu wieku. Bo jego apetytu na życie, triumfów i kolejnych kłótni wystarczyłoby dla kilku 68-latków. Śmieje się z pytań, czego jeszcze może chcieć trener, który wygrał wszystko: – Wygrać wszystko jeszcze raz – odpowiada, żując gumę z takim zacięciem, jakby i w żuciu z kimś rywalizował. Depresje, syndromy wypalenia i wszelkie możliwe trenerskie choroby wymyślono dla innych. Tacy jak on nigdy się nie nudzą. Jest tyle tytułów do wywalczenia, milionów do zarobienia, hiszpańskich win do odkrycia, koni wyścigowych do kupienia.
Brytyjscy dziennikarze mogliby o Fergusonie napisać to, co holenderscy piszą o Leo Beenhakkerze: umrze na boisku. Ale pewnie nie napiszą, bo strach. Sir Alex – jak mówią – kolekcjonuje urazy tak jak inni znaczki. Telewizję BBC bojkotuje od kilku lat, odmawiając jej pomeczowych wywiadów, bo zarzuciła jednemu z jego trzech synów, Jasonowi, menedżerowi piłkarskiemu, że żyje z prowizji od transferów dokonywanych przez ojca.
Konferencje prasowe z nim to saperska robota. Jedno niemądre pytanie i zza stołu leci porcja przekleństw. Swojego cierpkiego poczucia humoru zawsze lubił używać w złej sprawie. – Mówią o nim, że jest inteligentny, bo zna kilka języków, tak? – dopytywał swego czasu o Arsene’a Wengera z Arsenalu, pierwszego trenera w Premiership, który nie zamierzał bić mu pokłonów. – Ja mam u siebie w klubie chłopaka z Wybrzeża Kości Słoniowej. Ma 15 lat i też zna pięć języków – kpił. A na Rafaela Beniteza, trenera Liverpoolu, skarżył się niedawno, że bez Freuda nie jest w stanie go zrozumieć.
[srodtytul]Rzut filiżanką[/srodtytul]
SSir Alexander Chapman Ferguson zna tylko jedno miejsce w stadzie – na czele. Z St. Mirren, pierwszym i ostatnim do dziś klubem, który zwolnił go z pracy, długo procesował się o to w sądzie. Wcześniej urządził piekło klubowej sekretarce, bo nie pomogła mu w wypłacie pieniędzy piłkarzom z pominięciem podatków. Sądził się o pieniądze ze swoimi szefami w Manchesterze, bo dali mu konia wyścigowego w nagrodę za zasługi, ale zyski z niego chcieli dzielić inaczej, niż żądał Ferguson.