Co najmniej trzy czwarte mieszkańców Rzymu, bo na tyle szacuje się tu kibiców AS Roma, patrzy na szum wokół finału na Stadionie Olimpijskim z żalem i upokorzeniem. Miało być inaczej. Zgodnie z buńczucznymi zapowiedziami kapitana Francesco Tottiego sprzed kilku miesięcy, w rzymskim finale przeciw Manchesterowi United czy Barcelonie miała grać jego drużyna – AS Roma. Tym bardziej, że w fazie grupowej LM wyprzedziła Chelsea. Teraz rzymskim kibicom przychodzi więc jeszcze raz przeżuwać gorycz porażki z 1/8 finału w meczach z Arsenalem.
Włoska policja obawia się, że upokorzenie może przerodzić się w eksplozję agresji wobec fanów gości, szczególnie Manchesteru United. Krewcy kibice AS Romy, a pewnie i wielu przyjezdnych z Manchesteru, uważają że trzeba wyrównać rachunki doznanych krzywd. W dwóch poprzednich edycjach LM los sparzył oba kluby w ćwierćfinałach i polała się krew. Stąd włoska policja i kilkuset agentów przybyłych z Anglii mniej boją się starć 30 tysięcy fanów Man United z 20 tysiącami kibiców Barcelony niż burd włosko-angielskich. Dlatego już od poniedziałku po historycznym centrum Rzymu, szczególnie w okolicach angielskich i irlandzkich pubów, krążą policyjne patrole. O włoskie bary policja się nie martwi, bo podawane tam piwo dla wymagającego w tym względzie angielskiego podniebienia po prostu nie nadaje się do picia.
W Rzymie angielscy fani, w odróżnieniu od hiszpańskich, od lat mają złą opinię. Po części zasłużoną. Zawsze z okazji meczów Romy czy Lazio z angielską konkurencją w europejskich pucharach w centrum Rzymu pojawiały się tabuny już w południe kompletnie pijanych Anglików. Naturalnie nie chodzi o wszystkich, a o tych kilkuset oddających mocz do Fontana di Trevi i szukających zaczepki. Kilka lat temu przeciw takim fanom Liverpoolu ruszyło rzymskie pospolite ruszenie – bardziej z powodów estetycznych niż futbolowej pasji. Poza tym angielscy chuligani, spacyfikowani u siebie w domu, we Włoszech zachowują się jak psy spuszczone ze smyczy.
Z kolei rzymscy futbolowi bandyci (mniej więcej 5 tysięcy) są zazwyczaj o wiele trzeźwiejsi, a co gorsza, znakomicie wyszkoleni strategicznie i taktycznie. Dysponują wyrachowanym i elastycznym systemem wciągania adwersarzy w zasadzkę – najczęściej w ślepe zaułki, których jest moc szczególnie na starym mieście. Trenują zawzięcie z okazji meczów ligowych (stąd często do Rzymu nie są wpuszczani fani gości). W taką zasadzkę wpadło w zeszłym roku kilkunastu fanów Man. United i kilku wylądowało w szpitalu po ciosach nożem. UEFA zagroziła wówczas, że odbierze Rzymowi tegoroczny finał. Rzymska policja też trenuje. Ostatnio z okazji finału Pucharu Włoch między Lazio a Sampdorią. Rzeczywiście starć fanów nie było zbyt wiele, ale kilka tysięcy kibiców z Genui nie dojechało na mecz, bo ugrzęźli w korkach.
Innym zmartwieniem policji jest ponoć aż 10 tysięcy fanów, którzy przyjechali do Rzymu z Hiszpanii i Anglii bez biletów, albo z fałszywymi. Tym z odsieczą mogą przyjść jedynie koniki, ale podobno w tej chwili na czarnym rynku bilet potrafi kosztować 5 tys. euro. To wszystko oznacza, że policja będzie miała na dodatek do czynienia z 10 tysiącami futbolowych frustratów. Jakby tego było mało, już we czwartek w Rzymie rozpoczyna się trzydniowy szczyt G8 ministrów spraw wewnętrznych dotyczący problemów nielegalnej imigracji. Z tej okazji do miasta tłumnie przybywają z całej Europy anty- i alterglobaliści, anarchiści i pacyfiści, żeby pobić się z policją i kto wie czy nie skorzystają wcześniej z okazji. Rzymianie mają nadzieję, że siły porządkowe spiszą się lepiej niż w 455 roku, gdy Rzym zajęli i splądrowali Wandale.