Wielki jak pałac hotel Exedra, w którym mieszkają piłkarze Manchesteru United, nawet nie wyprał na tę okazję swoich sztandarów. O wywieszeniu specjalnych dekoracji na finał nie ma co wspominać. Tylko przed wejściem od strony Piazza della Repubblica wiszą niewielkie flagi UEFA i dyżurują policjanci. Reszta jest dla domyślnych. Obok wejścia zaparkował nie pierwszej młodości autobus: czarny, z kierownicą z prawej strony, na angielskich numerach. Mały diabeł maskotka leży obok miejsca kierowcy, nad nim skromna tablica przyczepiona od wewnątrz do szyby na przyssawki: „Manchester United Team Couch”.
[wyimek]Bohaterów tego meczu znają nawet gospodynie domowe, chociaż nie muszą wiedzieć, co to jest UEFA[/wyimek]
Przy hotelu Barcelony, również w samym centrum, o mocne kopnięcie piłką od fontanny di Trevi, też nie ma wielu znaków, że godzina „F” nadchodzi. Stoi autobus w kolorze blaugrana, który przy tym skromnym z Manchesteru wygląda jak samolot, są śpiewający kibice, ale żadnych wielkich plakatów czy flag. Jedynie dyskretne reklamy sponsorów i podświetlane zdjęcia Pucharu Europy. A poza tym biznes jak zwykle, tylko kibiców z szalikami i w koszulkach przybywa z każdą minutą.
[srodtytul]Dwa pomniki[/srodtytul]
Ani Rzym, ani żadna z dwóch drużyn, które zagrają tu dziś o puchar, reklamy nie potrzebują. Spece od marketingu UEFA – a marketing jest w Lidze Mistrzów początkiem i końcem – chyba jeszcze przed żadnym finałem nie mieli tak łatwo. Skojarzenia same pchają się do głowy (jak na jednej z reklam oficjalnego piwa UEFA, którego butelki są ustawione na kształt Koloseum), a bohaterów dzisiejszego spektaklu znają nawet gospodynie domowe. Mogą nie wiedzieć, co to UEFA, ale Cristiano Ronaldo, Aleksa Fergusona i Leo Messiego rozpoznają.