Wbrew ogromnym obawom nie było najazdu Wandali i złupienia Rzymu. 50 tysięcy najeźdźców z Katalonii i Anglii zachowywało się na ulicach Rzymu nie gorzej niż ich idole na boisku. Było zaledwie kilka incydentów. Czterech młodych Hiszpanów zraniło nożem Anglika. Czterech początkujących włoskich bandytów w Ostii (najstarszy 17 lat) pokaleczyło nożami Bogu ducha winnego Amerykanina, bo wzięli go za Anglika kibica Man. United. W sumie aresztowano 15 osób, w tym jednego Francuza. Jako ostatni przed meczem za kratki trafił Włoch, który usiłował sprzedać bilet pod stadionem za 8 tysięcy euro. Jak na ważny mecz w Rzymie to kaszka z mleczkiem.
Rzymska policja odtrąbiła zasłużony sukces. Służby porządkowe spisały się na medal. Ale też nikt nie sikał do Fontana di Trevi. W południe odbyło się tam za to wielkie bratanie Anglii z Katalonią.
By uniknąć gorących przedmeczowych kontaktów, fanów Man. United przewożono autobusami na stadion spod Villa Borghese. Katalończykom wyznaczono zbiórkę po drugiej stronie Tybru na placu Cipro pod moim domem. Od godz. 14 panowała tam atmosfera rozśpiewanego pikniku. Karabinierzy byli bezrobotni, a gdy na godzinę przed meczem spytałem jednego o przebieg służby, tylko westchnął: „Żeby tak było przed włoskimi meczami...”.
Włochów bardzo bolało, że nie grają w tym finale. „Corriere della Sera” napisał w środę: „To jest jak cios w żołądek, bo finał Man. United – Barcelona bezlitośnie obnaża nasze futbolowe zacofanie. Brakuje nam ichniej futbolowej kultury na boisku i poza nim”.
Po prawdzie, jeśli chodzi o transmisję telewizyjną, świetnie zagrał Del Piero. Niestety, tylko w przerwie, w reklamie wody mineralnej. Gianluca Vialli w studio telewizyjnym ze smutkiem zauważył przed meczem: - Jesteśmy tylko ramą dla pięknego obrazu.