Daleka droga do Polski

Jaką koszulkę włożyć – z czarnym czy białym orłem? Taki dylemat muszą coraz częściej rozstrzygać mieszkający na Zachodzie młodzi piłkarze polskiego pochodzenia

Aktualizacja: 06.07.2009 08:51 Publikacja: 06.07.2009 01:29

Daleka droga do Polski

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Lukas Podolski do dziś wspomina, że stanął przed podobną alternatywą i czekał na ofertę z Warszawy. Gdyby przed kilkoma laty znalazł się w PZPN ktoś, kto zaproponowałby mu grę w reprezentacji Polski, dziś Podolski grałby dla nas. Przecież ze Śląska wyjeżdżał jako Łukasz.

[wyimek]Alan Stulin schodził z boiska, płacząc, całował orła na koszulce, nie można go było uspokoić[/wyimek]

Żeby takie sytuacje się nie powtórzyły, w 2006 roku Jerzy Engel doprowadził do powstania w PZPN sekcji wyszukującej w zagranicznych klubach młodych piłkarzy polskiego pochodzenia. Sekcja to za dużo powiedziane. Engel był jej ojcem chrzestnym, ale codzienną pracę wykonuje jeden człowiek, 35-letni Maciej Chorążyk.

Ukończył dziennikarstwo i socjologię na Uniwersytecie Opolskim, studiował stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Lwowskim, ma dyplom menedżera sportu uzyskany na Uniwersytecie Jagiellońskim i jeszcze zdążył spędzić półtora roku w polskiej misji wojskowej na Bałkanach. Przez pierwszy rok pracował społecznie.

Teraz wystawia PZPN rachunki za rozmowy telefoniczne i inne wydatki związane z poszukiwaniami i kontaktami. Kiedy działalność Chorążyka zaczęła być w Niemczech widoczna, tamtejszy „Kicker”, najpoważniejszy magazyn piłkarski, nazwał go kłusownikiem.

[srodtytul]Zwrot kosztów[/srodtytul]

Chorążyk ma współpracowników. Niemcy penetruje Jacek Protasiewicz. W Polsce, z której wyjechał w latach 90., pracował jako górnik. Mieszka pod Gelsenkirchen, jest skautem (tak w języku futbolu nazywa się poszukiwacza talentów – przyp. red.) Twente Enschede i nie wiadomo, jak długo będzie pracował dla PZPN, bo poza zwrotem kosztów podróży też nic z tego nie ma. Ale jego młodszy syn Mateusz, zawodnik Twente, gra w reprezentacji Polski juniorów rocznika 1992.

Skautem na Belgię i Holandię jest Gregor Machulik, Polak z pochodzenia, trener młodzieży w Fortunie Düsseldorf. W Szwecji dla Polski pracuje Pontus Maltborg, absolwent szkoły trenerskiej FIFA. Jest on synem Polaka tworzącego przed laty w naszym kraju pierwsze sieci internetowe. Nie narzeka na brak pieniędzy, jest związany z naszym krajem emocjonalnie, więc zgłosił się do Legii, oferując swoją pomoc. Nie chciał za to grosza, ale źle trafił. Nie takie oferty Legia odrzucała. I Maltborg pracuje dla Chorążyka.

W Londynie robi to Dariusz Siedlarski, były trener juniorów w Małopolskim Związku Piłki Nożnej. Dwaj skauci mieszkają w USA. Piotr Micuła w Chicago, Mirosław Krupa na Florydzie, gdzie po pracy w klubie Columbus Crew prowadzi swoją szkółkę piłkarską.

Nawet w Brazylii mamy swojego człowieka i nie jest to na szczęście Antoni Ptak ani jego syn, którzy hurtem sprowadzali do Pogoni Szczecin Brazylijczyków spotkanych na plaży. Paweł Gunia, dawny współpracownik amerykańskiego trenera Bruce’a Areny, skaut Anderlechtu Bruksela w Ameryce Południowej, założył firmę menedżerską mającą udział w transferze Luisa Fabiano do Europy. Gunia szuka Polaków, których nazwiska po latach krzyżowania się emigrantów znad Wisły z rodzinami brazylijskimi czy argentyńskimi często straciły swojskie brzmienie. Obrońca Deportivo La Coruna Filipe to urodzony w roku 1985 w Brazylii Luis Felipe Kasimirski. Takich jest więcej i może kiedyś będziemy mieli w kadrze Brazylijczyka polskiego pochodzenia, a nie tylko Rogera.

[srodtytul]Powrót z płaczem[/srodtytul]

Bliżej, nie tylko pod względem geograficznym, mają dzieci Polaków mieszkających w Europie Zachodniej. Przed tygodniem spotkały się w konsulacie polskim w Kolonii. I znowu inicjatywą wykazał się młody człowiek. Jakub Wawrzyniak ma dopiero 29 lat, a jest już wicekonsulem i drugi raz doprowadził do spotkania. Przyjechało ponad 30 młodych piłkarzy z rodzinami i jedna dziewczyna Marlene Kowalik. 25-latka z klubu SG Essen zagrała już w pierwszej reprezentacji Polski kobiet.

Większość chłopców narzeka, że Polacy w klubach niemieckich są traktowani gorzej niż Niemcy. Muszą mieć nad nimi wyraźną przewagę, żeby znaleźć uznanie w oczach trenera. Były także przypadki chowania w klubie powołań na mecze. Gdyby trener reprezentacji Polski nie zadzwonił do zawodnika, to ten mógłby nie wiedzieć o powołaniu. Zdarzyło się jednak, że i w polskiej kadrze juniorów chłopak z niemieckiego klubu został wyzwany od volksdeutschów i z płaczem wrócił do Niemiec, mówiąc ojcu – Polakowi – że nie chce już grać w koszulce z białym orłem. Takie przypadki są incydentalne, ale jednak czasami do nich dochodzi.

[srodtytul]Chłopak ma talent[/srodtytul]

Alan Stulin (rocznik 1990, klub Kaiserslautern) podczas kwietniowego turnieju eliminacyjnego mistrzostw Europy do lat 19 w Sarajewie najpierw strzelił dla Polski bramkę z karnego w meczu z Bośnią i Hercegowiną, a w następnym, z Grecją, został sfaulowany w 90. minucie. Polacy przegrywali wtedy 0:1. Sędzia karnego jednak nie przyznał, pokazał Stulinowi żółtą kartkę za symulowanie, Grecy przeprowadzili kontratak i strzelili drugą bramkę. Stulin schodził z boiska, płacząc, całował orła, nie można go było uspokoić i razem z Davidem Blachą (Borussia Dortmund, ale przechodzi do Ahlen) przysięgali sobie, jeszcze pokażą, co znaczy polska reprezentacja z chłopakami mieszkającymi w Niemczech.

Stulin ma talent. Jego dziadek grał w Śląsku Wrocław, ojciec jest grającym trenerem amatorskiej drużyny Kaiserslautern, a 18-letni chłopak ma już dwóch menedżerów, i to nie byle jakich. Pierwszym jest Jens Jeremies, drugim Karl-Heinz Foerster, obydwaj reprezentanci Niemiec, wicemistrzowie świata.

Mateusz Kuzmicki przyjechał do Kolonii z rodzicami z Brugii. Urodził się w roku 1993 w Olsztynie i kiedy miał kilka miesięcy wyjechał do Belgii. Ma podwójne obywatelstwo, z Club Brugge zdobył mistrzostwo Belgii juniorów, a teraz gra w reprezentacji tego kraju. Zdarzyło mu się nawet walczyć z Polakami. W meczu Belgia – Polska grał przeciw Adrianowi Lisowi z holenderskiej drużyny Roda Kerkrade.

Lis jest niemal sobowtórem Jerzego Gorgonia. Przyjechał z mamą, w ślad za nimi podążył jego mieszkający w Holandii menedżer Janusz Kowalik, jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat 60.

[srodtytul]Mamo, nie rozumiem[/srodtytul]

Stulin ma dziadków we Wrocławiu, Patryk Schikowski w Raciborzu. Patryk (rocznik 1992) gra w Leverkusen, a niedawno w meczu reprezentacji juniorów z Irlandią strzelił bramkę. Do Kolonii przyjechał z rodzicami. Ojciec jest lekarzem neurologiem z Wrocławia, mama – instruktorem terapii zajęciowej dla pacjentów po wylewie, pracuje w klinice w Düsseldorfie. Patryk jest nieśmiały, jak wielu jego rówieśników, którzy przejechali do Kolonii, nosi na zębach aparat. Wstydzi się, że nie mówi dobrze po polsku. Wyjechał z kraju w wieku trzech lat.

[wyimek]30 piłkarzy przyjechało na polonijne spotkanie do Kolonii [/wyimek]

W domu mówiło się po śląsku, więc kiedy Patryk pojechał pierwszy raz na zgrupowanie kadry juniorów, był przerażony. Wysłał esemesa: „Mamo, nie rozumiem, co oni do mnie mówią”.

A potem, w Irlandii, kiedy grano polski hymn, śpiewał najgłośniej, bo znał słowa może nawet lepiej od kolegów mieszkających w Polsce. Dziadek nauczył go kilku zwrotek. Po powrocie do domu powiedział: – Czułem się jak wtedy, kiedy dziadek zabierał mnie do polskiego kościoła. Ja już myślę po polsku.

Chłopcy grający w drużynie prowadzonej przez Michała Globisza (w roku 2001 zdobył z juniorami do lat 18 mistrzostwo Europy) traktują trenera jak kogoś z rodziny. Podczas zgrupowań zabiera ich do muzeów, opowiada o kraju rodziców, chodzi z piłkarzami na msze, wysyła im wycinki z gazet z informacjami o meczach, w których grali, i fotografie.

– Jeśli nawet z grupy 100 zawodników mieszkających za granicą jeden zrobi karierę, to poszukiwania będą udane – uważa Globisz. – Jestem przekonany, że za kilka lat, kiedy dorosną chłopcy urodzeni w Wielkiej Brytanii po emigracji zarobkowej, też okaże się, iż wielu z nich gra w tamtejszych klubach. Nie ma nic dziwnego w tym, że szukamy, jak choćby Turcy, swoich rodaków rozsianych po klubach niemieckich czy szwajcarskich. Ale nawet jeśli nie znajdziemy talentu na miarę Podolskiego, to same spotkania polskich dzieci z Niemiec z ich rówieśnikami z Polski będą pożyteczne dla jednych i drugich.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[mail=s.szczeplek@rp.pl]s.szczeplek@rp.pl[/mail][/i]

Lukas Podolski do dziś wspomina, że stanął przed podobną alternatywą i czekał na ofertę z Warszawy. Gdyby przed kilkoma laty znalazł się w PZPN ktoś, kto zaproponowałby mu grę w reprezentacji Polski, dziś Podolski grałby dla nas. Przecież ze Śląska wyjeżdżał jako Łukasz.

[wyimek]Alan Stulin schodził z boiska, płacząc, całował orła na koszulce, nie można go było uspokoić[/wyimek]

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Piłka nożna
Thomas Tuchel: Pasja i braterstwo
Piłka nożna
Reprezentacja Polski. Najbrzydsza drużyna w Europie
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Polska - Malta. Sto minut nudów
Materiał Partnera
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Polska - Malta 2:0. Punkty są, zachwytu brak
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście